Monisia Zawadzka ma osiem miesięcy. Od pierwszego dnia jej rodzice walczą, aby dziewczynka widziała. Urodziła się z bardzo rzadką chorobą - zmętnienie rogówek z anomaliami Petersa. Tylko operacja za granicą daje szanse, aby dziecko nie oślepło. Matka chodzi i prosi wszędzie o pomoc. Ta nierówna walka trwa już długo.Od momentu jej rozpoczęcia udało się przeprowadzić wstępną operację. Na 20 września zaplanowano przeszczep rogówki jednego oka. Zabieg był już przesuwany ze względu na brak pieniędzy, które miał przekazać m.in. Narodowy Fundusz Zdrowia. Niestety, do dziś tak się nie stało. Na przeszkodzie stoją urzędnicy... - NFZ to jedna wielka porażka - żali się podłamana mama Monisi, Aneta Krokoszyńska. - Nie liczę już od nich na jakiekolwiek pieniądze, ale składam wnioski dla spokoju sumienia. Zawsze jest coś nie tak. Zły druczek, a to brak pieczątki, a to brak podpisu w odpowiednim miejscu. - Robimy ze swojej strony wszystko, co możemy - twierdzi tymczasem Mariusz Szymański, rzecznik Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Gdańsku. Czy rzeczywiście? Najlepszym sposobem na uniknięcie niepotrzebnego stresu w Narodowym Funduszu Zdrowia jest... końskie zdrowie. Dla reszty, niestety, nie ma dobrych wiadomości. - Zdaję sobie sprawę, że zachowywałbym się inaczej, gdyby chodziło o moje dziecko - mówi Mariusz Szymański, rzecznik pomorskiego NFZ. - Trzeba jednak wszystko poukładać. Nie można zakładać z góry, że siedzą tu tylko bezduszne urzędasy, które chcą zaszkodzić. Niechciany gość? Tak zachowanie zdesperowanej kobiety tłumaczono w funduszu. Według rzecznika, nie umie ona znaleźć wspólnego języka z urzędnikiem. I trudno jej się dziwić. Już samo pokonanie progów budynku NFZ przy ul. Marynarki Polskiej 148 w Gdańsku może wywoływać u ludzi uczucie zagubienia. Od razu do interesantów przystępuje ochrona, która wypytuje o cel wizyty. Aby dostać się do odpowiedniego urzędnika należy przejść więc jedną z pierwszych procedur, bo winda działa na specjalny chip. Gorzej, jeśli ma się poważny problem dotyczący zdrowia swojego lub bliskiego. Trzeba mieć w paluszku wszystkie przepisy. Oprócz tego nie można się w gabinecie "rozklejać" i nawet, jeżeli rozmawia się o zdrowiu dziecka, to należy trzymać nerwy na wodzy. Wierzymy, że taka ściągawka pozwoli możliwie największej liczbie mieszkańców Trójmiasta ominąć problemy, z jakimi spotkała się Aneta Krokoszyńska. To mama chorej Monisi Zawadzkiej. Dziewczynka musi być operowana poza granicami Polski. Wszystko rozbija się o brak pieniędzy. Pomorski NFZ jest w tej sprawie pośrednikiem. Przekazuje dokumenty do centrali w Warszawie, gdzie decyzje podejmuje prezes Jacek Paszkiewicz. Delikatnie rzecz ujmując, placówki nie pracują na najszybszych obrotach. Stolica potrzebuje dużo czasu na ocenę dokumentów, a Gdańsk... nie może porozumieć się ze zrozpaczoną matką. Często korespondencja odbywa się drogą pocztową, co wydłuża czas oczekiwania. Ostatni dzwonek - Tu nie chodzi o buty z krokodyla, tylko o moje dziecko - mówi Aneta Krokoszyńska. - Dzięki "Echu Miasta" dowiedziałam się, że moje pismo zostało odrzucone w Warszawie. Nie mamy czasu. Na 20 września jest ustalony termin operacji w Londynie. Rzecznik NFZ tłumaczy, że bez kosztorysu z kliniki angielskiej dokumenty nie mogą trafić na biurko prezesa funduszu i bierze w obronę urzędnika nadzorującego sprawę. - Telefonowaliśmy i przesyłaliśmy faksy do Anglii, ale wciąż nie ma odzewu - mówi Szymański. - Nie wiem na jakich zasadach ustala się termin operacji bez porozumienia z płatnikiem, jeśli ma być nim NFZ. - Nikt mi nie pomógł znaleźć kliniki, a teraz słyszę, że są nawet problemy ze skontaktowaniem się z nimi. Dramat - kończy Krokoszyńska. Rafał Rusiecki rafal.rusiecki@echomiasta.p