Pierwszą wersję "Romea i Julii" publiczność zobaczyła wyłącznie w męskiej obsadzie Teatru Łuny z Moskwy. Sukienki z krynolinami, pojedynki przypominające walki kogutów, salta, miny i pozy - bardziej przypominało kabaret, niż tragedię miłosną. Ale gdy w strugach lejącej się wody, w akcie męskiej solidarności mówią - "Romeo i Julia" to tylko bajka - wyraz ich twarzy temu przeczy. Pożegnanie z widownią było równie zaskakujące, bo młodzi moskwianie odegrali role modeli na wybiegu a i na bis byli przygotowani. Julia z węgierskiego Teatru Tamási Áron z Rumunii weszła na scenę zaspana, z jaśkiem w ręku i jak się okazało był to widok proroczy. Bardzo ładna sceneria jesieni czy swingująca muzyka grana na żywo nie wystarczyły, by zbudować spektakl. Litwini urzekli już samą scenografią. Akcja "Romea i Julii" rozgrywa się w kuchni, ale jest w niej coś bajkowego, nierealnego i tajemniczego. Walka dwóch weneckich rodów przybiera formę zespołowej rywalizacji, nie pozbawionej elementów zabawy. Początek sztuki zagrany jest bez słów, ale doskonałe aktorstwo i reżyseria powodują, że to w zupełności wystarcza. BB