Mieli przewieźć próbki medyczne z instytutu do innego szpitala. Nie dopuszczono do tego, by w takim stanie opuścili teren szpitala. Policja dostała anonimowy telefon w tej sprawie, być może od któregoś z pracowników instytutu. Treść była krótka: "Przyjedźcie bo pijana obsługa karetki chce wyjechać na ulice miasta". Po chwili na terenie instytutu zjawiła się policja i rzeczywiście okazało się po dmuchnięciu w alkomat, że obaj panowie z ambulansu są pod wpływem alkoholu. - Nie trafili do izby wytrzeźwień, bo nie było ku podstaw - powiedziała rzecznik gdyńskiej policji. Przekazani zostali natomiast dyrekcji instytutu, która musi teraz wyjaśnić czy pracownicy pili na terenie szpitala, a jeśli tak to gdzie i czy nie zdarzało się to częściej. Kierowca karetki zatrudniony w Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej, cały czas znajduje się na terenie zakładu. Rozmawiała z nim reporterka RMF FM Magda Szpiner. Kierowca twierdzi, że został zatrzymany niesłusznie. Jego zdaniem na pewno nie miał we krwi pół promila alkoholu a to, że policja oddała mu prawo jazdy świadczy wyraźnie o jego niewinności. Pijany a pod wpływem alkoholu to różnica. Czy zostanie odsunięty od pracy tego nie wiadomo, ponieważ dyrektor odpowiedzialny za kolumnę transportu w instytucie był dziś nieuchwytny. Pijany sanitariusz zatrudniony zaś jest w zupełnie innym szpitalu. Pewne jest, że policja sporządzi wniosek do kolegium przeciwko obu mężczyznom, którzy w zakładzie pracy znajdowali się pod wpływem alkoholu.