W styczniu tego roku Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe zdecydował, że frontman popularnego zespołu jest winny "naruszenia nietykalności cielesnej, w warunkach występku umyślnego o charakterze chuligańskim". Panasewicz miał zapłacić 10 tys. zł. grzywny i 3 tys. zł odszkodowania 23-letniej Monice K., w którą trafiła rzucona ze sceny 1,5 litrowa butelka wody mineralnej. Dodatkowo 40 tys. zł. zwrotu kosztów imprezy po uprawomocnieniu się wyroku miały się domagać władze Pruszcza Gdańskiego. Lider Lady Pank płacić jednak nie zamierza, bo - jak twierdzi - w Monikę K. nie celował, nie chciał nikogo zranić i zarzut o chuligaństwo nie ma racji bytu. Według muzyka, rzucanie ze sceny butelek z wodą podczas koncertów rockowych to zwyczaj, bowiem spragnionej publiczności chce się pić, a często nie może ona wnosić własnych napojów. Co więcej, Panasewicz twierdzi, że scena oświetlona była w taki sposób, że niemożliwym było zobaczenie poszczególnych twarzy. Sąd nakazał prokuraturze uzupełnienie dowodów. Ta musi teraz m.in sprawdzić, czy faktycznie światła uniemożliwiały wokaliście rozpoznanie konkretnych osób. Do skandalu doszło w czerwcu ubiegłego roku podczas koncertu Lady Pank z okazji Dni Pruszcza. Od samego początku Janusz Panasewicz zachowywał się obscenicznie. W trakcie trzeciej piosenki wokalista rzucił ze sceny butelką. Trafił w robiącą zdjęcia Monikę K. Dziewczyna nie odniosła poważniejszych obrażeń. Uszodzeniu uległ za to jej aparat fotograficzny. Badanie krwi u artysty po zdarzeniu wykazało 1,8 promila alkoholu. js