Jacek Majerowski z Czerska jest przedstawicielem jednej z firm telefonii komórkowej. Ma swój punkt w Osiu. Często też sprzedaje telefony w domu u klienta. Tak miało być i tym razem. Zaplanowana zasadzka Majerowski jechał do Brzezin koło Osia. Już tydzień wcześniej klient z tej wioski domagał się wizyty przedstawiciela, ale czerszczaninowi nie pasował ten termin. Pojechał w sobotę 8 marca, około szóstej po południu. Było już ciemno, a Jacek Majerowski miał dojechać na spotkanie leśną drogą, którą wskazał mu klient. W pewnej chwili na drodze zauważył tarasujące mu przejazd drzewo. - Nie wiem, dlaczego wysiadłem z samochodu. Chciałem szybko usunąć przeszkodę i jechać dalej - mówi czerszczanin. Kiedy mężczyzna wysiadł z auta, zza krzaków wyskoczyli bandyci. Nóż przy szyi Majerowski poczuł uderzenie w tył głowy. Dostał jeszcze w twarz i w plecy. Upadł. - Myślałem, że to wszystko sen, ale w ułamku sekundy zorientowałem się, że to walka o życie - mówi poszkodowany. Bandyci zaczęli go kopać. Udało mu się jednak wstać. - Wpadłem w szał. Uderzałem wszystko co się ruszało. Dwóch w kominiarkach przewróciło się na ziemię, kolejni dwaj zaszli mnie od tyłu - mówi poszkodowany. Napastnicy wyjęli noże i pistolet. Jeden z nich podszedł do czerszczanina z tyłu i przystawił mu ostrze do szyi. Krzyczeli, że jak nie będzie spokojny, to go zabiją. - To były duże noże, takie myśliwskie - pamięta Majerowski. Wrzucony do bagażnika Bandyci w kominiarkach wyciągnęli taśmę, związali swojej ofierze ręce i zakneblowali usta. Wypytywali, gdzie ma telefony, pieniądze. Zabrali mu prawie wszystko, bo jednego z aparatów, który miał przy sobie, nie znaleźli. Wrzucili 29-letniego mężczyznę do bagażnika. Wsiedli do jego auta i z impetem ruszyli w las. - Siedząc w bagażniku byłem przekonany, że to już koniec, że nie przeżyję. Byłem pewien, że spuszczą samochód ze mną w bagażniku gdzieś w przepaść albo do pobliskiej rzeki - mówi czerszczanin. Jacek Majerowski uchylił lekko tylną półkę samochodu. Widział, że auto jedzie w stronę Osia. Na początku wsi samochód się zatrzymał. Wysiadł jeden z bandytów i zabrał łup. Samochód ruszył dalej w stronę Laskowic. SMS do żony Czerszczanin zachował trzeźwość umysłu. Udało mu się uwolnić ręce. Sięgnął do kieszeni po komórkę. Napisał SMS-a do żony. - Porwali mnie. Jadą ze mną w stronę Laskowic. Ratunku. Wysłał i szybko wyłączył telefon, bo żona na pewno zadzwoniłaby do niego, a bandytom przecież powiedział, że żadnego aparatu już nie ma. Żona szybko zawiadomiła czerską policję. Tuż przed Laskowicami bandyci zjechali z asfaltu. Wjechali na polną drogę, zawrócili auto. Wysiedli. Powiedzieli mężczyźnie w bagażniku, że kluczyki wyrzucą w określonym miejscu i poszli w stronę ulicy. Jackowi Majerowskiemu udało się wydostać z bagażnika. Włączył telefon i zadzwonił na policję. Szybka akcja Po chwili kilkudziesięciu policjantów zostało postawionych na nogi. Użyto psa tropiącego. Policjanci pojechali z czerszczaninem na miejsce napadu. Znaleźli noże i pistolet hukowy idealnie przypominający prawdziwą broń. Radzili Majerowskimu, żeby zdecydował się pojechać do szpitala. - Co jakiś czas wymiotowałem. Podejrzewali, że mam wstrząs mózgu - mówi czerszczanin. Majerowski na szpital nie chciał się jednak zgodzić. Najważniejsze było odzyskanie telefonów i laptopa wartych kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po kluczach Pies tropiący szybko zgubił ślad. Było pewne, że napastnicy poszli na stację do Laskowic i wsiedli do pociągu. Policjanci nie odpuszczali. Po kilkunastu godzinach zatrzymali trzech sprawców. U jednego z nich w domu znaleziono skradzione rzeczy. Okazało się, że to gimnazjaliści z Osia. Szesnastolatkowie. - Jestem pewien, że w lesie napadło na mnie czterech - mówi dziś Majerowski. Zatrzymana trójka została umieszczona w Policyjnej Izbie Dziecka. Gdyby sprawcy byli pełnoletni, za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia poszliby do więzienia na co najmniej trzy lata. Teraz o tym, jak będą sądzeni, zdecyduje prokurator i sąd. Jacek Majerowski będzie się domagał, żeby skazano ich jak dorosłych. Majerowski zna dwóch swoich oprawców. - Przychodzili do salonu, oglądali telefony. Ojciec jednego z nich w lutym przedłużał ze mną umowę. Jeden z nich jest z porządnej i bogatej rodziny - mówi. Jacek Majerowski jest wciąż na zwolnieniu lekarskim. Michał Rytlewski