Z dnia na dzień zlikwidowane zostało przejście przez rzeczkę, jak o kanale Juranda mówią niektórzy mieszkańcy. Betonowa płyta służąca za mostek znajdowała się tuż za jezdnią ul. Konopnickiej. Idąc lub jadąc rowerem wzdłuż działek można było bardzo szybko przedostać się na ul. Jagiellońską. Stamtąd już tylko kilka kroków na Wielbark. No i nie trzeba było przedzierać się przez wąski "złodziejski szlak", gdzie dwa samochody z trudem się mijają, a więc piesi i rowerzyści narażeni są na niebezpieczeństwo. Ale to już przeszłość. Kładki bowiem nie ma. - Nic na ten temat nie wiem - przyznaje Mieczysław Połomski, gospodarz miasta, bo okazuje się, że to nie malborski magistrat ten mostek arendował. - Prawdopodobnie ktoś kiedyś tymczasowo "przerzucił" mostek przez kanał. - Kładka było położona "na dziko", dlatego rozebraliśmy ją, bo przejście znajdowało się na wale przeciwpowodziowym. Poza tym, z boku jest kaskada, która była dewastowana - usłyszeliśmy w malborskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych Województwa Pomorskiego, który sprawuje pieczę nad kanałem Juranda, czy jak kto woli - Młynówką. - Poza tym, po drugiej stronie nie ma żadnej drogi, jest pole. Poza tym kładka była bardzo nisko, w razie powodzi mogła stanowić zagrożenie. Jak ustaliliśmy, nie jest to jednak stan nieodwracalny. Jeśli mieszkańcy zgłoszą władzom miasta potrzebę istnienia w tym miejscu przejścia, Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych nie będzie stwarzał przeszkód. Pod warunkiem, że nowa kładka byłaby z prawdziwego zdarzenia, no i ułożona wyżej. Magistrat musiałby omówić takie rozwiązanie z administratorem kanału. - Należałoby obejrzeć to miejsce, by określić możliwości budowy nowej kładki. Można byłoby zbudować drewniany mostek metodą saperską, czyli na palach - nie przekreśla powstania nowej przeprawy Mieczysław Połomski. Autor: AMS