Kartkę zauważył jeden z mieszkańców Słupska, który - oburzony jej treścią - powiadomił o sprawie "Głos Pomorza". "Ta treść mnie zszokowała. Pomijając fakt, że może to być jakiś chory żart, i to w dodatku karalny, to jeżeli to, co tam jest napisane to prawda, to tracę wiarę w człowieczeństwo. Sam mam syna, i nie mieści mi się w rozumie, jak można potraktować dziecko, jak starą kanapę, telewizor, albo stary samochód (...)" - napisał do gazety. Jak sprawdził reporter "Głosu Pomorza", numer telefonu, który widniał na ogłoszeniu, należał do 24-letniej kobiety, samotnej matki dziewięciomiesięcznego Oliwiera, mieszkającej wraz z dzieckiem i rodziną - matką, jej konkubentem, bratem, siostrą - w zaniedbanym poniemieckim budynku. Krzyk desperacji "A co mam robić, skoro nie mam pieniędzy i żadnej pomocy. Dziecko leży zsikane, bo właśnie zużyłam ostatnią pieluchę. Nie mam co mu dać jeść. Nie chcę, żeby tak się męczyło" - powiedziała kobieta reporterowi "Głosu Pomorza", który udał się do niej do domu z wizytą. "Muszę go oddać, bo nie mam środków do życia, ale nie chcę ośrodka adopcyjnego, bo nie będę go mogła widywać. A chcę mieć z nim kontakt" - dodała. Została bez pomocy Jak się okazało, były narzeczony, ojciec dziecka, nie płaci alimentów, a - z racji tej, że formalności w Miejskim Ośrodku Opieki Społecznej trwają dosyć długo - kobieta na jakąkolwiek zapomogę może liczyć dopiero pod koniec czerwca. A dziś mamy 9 maja... Osoby, które chciałyby pomóc pani Monice, proszone są o kontakt z redakcją "Głosu Pomorza" pod nr tel. 697 770 219 albo ze słupskim Caritasem przy ul. Niedziałkowskiego 7, tel. 59 840 34 03 w godzinach o 9 do 12.