Konferencja odbywa się po raz trzeci, po raz pierwszy - w Polsce. Poprzednie edycji odbywały się w Seattle i Vancouver oraz w Brukseli. - Jesteśmy aktywnym uczestnikiem morskich programów badawczych. Nie jesteśmy może dominującym centrum w skali europejskiej nawet, ale jesteśmy ważnym ogniwem w łańcuchu badawczym i z tego powodu ta konferencja odbywa się w Gdyni - powiedział prof. Mirosław Miętus z Katedry Meteorologii i Klimatologii UG oraz Zakładu Klimatologii IMGW. Podczas sympozjum zostaną zaprezentowane rezultaty prac liczącego prawie 80 naukowców międzynarodowego zespołu zajmującego się zagadnieniami zmian klimatu w basenie Morza Bałtyckiego oraz jego konsekwencjami dla obszarów przybrzeżnych oraz środowiska morskiego. - Nawet jeżeli najbardziej negatywny scenariusz się sprawdzi (dla rejonu M. Bałtyckiego - red.), który wydaje się mało prawdopodobny, to wzrost temperatury średniej w Polsce będzie rzędu 6 stopni. Wzrost ten będzie zachodził głównie w chłodnej porze roku. Dziś średnia temperatura w Polsce wynosi pomiędzy 17,5 a 18,5, więc jeśli będzie 21 czy 22 stopnie to będzie maksimum - powiedział prof. Miętus. - Na pewno więc w Polsce nie będą rosły palmy - podkreślił, wyjaśniając zarazem, że pojawią się u nas bardziej ciepłolubne gatunki roślin, a z drugiej strony np. znikną problemy z okrywaniem roślin na zimę. Celem konferencji jest także, oprócz prezentacji naukowych osiągnięć jej uczestników, dokonanie przeglądu najistotniejszych osiągnięć w zakresie klimatologii morskiej, jakie nastąpiły w ostatnich kilku latach, przeanalizowanie efektywności funkcjonujących obecnie na morzach i oceanach systemów obserwacji i pomiarów w aspekcie roli mórz i oceanów w kształtowaniu pogody, klimatu oraz ochrony jego zasobów naturalnych. Dyskusja dotyczyć też będzie znaczenia badań dotyczących roli wszechoceanu w systemie klimatycznym Ziemi, która istotnie wzrosła wobec narastającego zagrożenia zjawiskiem globalnego ocieplenia. - Trzeba podjąć działania, które ograniczą, spowolnią efekt globalnego ocieplenia, ponieważ go nie zatrzymamy; to nie jest efekt, który można zatrzymać, można go jedynie spowolnić w czasie, przesunąć jego negatywne konsekwencje o kilkanaście, może kilkadziesiąt lat, co da nam czas na przygotowanie się. Są obszary, które będą zagrożone, które z powodu niekorzystnych warunków klimatycznych uniemożliwiających wegetację roślinom ludzie będą musieli opuścić, by poszukać sobie nowego miejsca życia - powiedział Miętus. Jego zdaniem, bogatsza część świata stanie przed problemem przyjmowania "imigrantów klimatycznych". - Dziś mamy tego kilkadziesiąt przypadków. Mieszkańcy kilkunastu wysp na Pacyfiku zwrócili się do Australii i Nowej Zelandii o przejęcie całej ludności, bowiem sztormy i wzrost poziomu morza uniemożliwia normalne życie - wyjaśnił naukowiec. Konferencja organizowana jest przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Światową Organizację Meteorologiczna (WMO) i Międzyrządową Komisję Oceanograficzną (IOC/UNESCO), przy udziale: Uniwersytetu Gdańskiego, NOAA (Amerykańskiej Agencji ds. Oceanów i Atmosfery), SOC (Southampton Oceanography Center) z Wielkiej Brytanii.