- Wszyscy zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się stocznia, dlatego też daliśmy zarządowi jeszcze dwa tygodnie zwłoki - powiedział przewodniczący komitetu protestacyjnego Janusz Gajek. Tymczasem Marek Molewicz, reprezentujący zarząd, nie ukrywa, że w dalszym ciągu kluczem do ratowania zakładu jest kredyt, o który stocznia się ubiega. Niewykluczone, że jeszcze w tym tygodniu zapadną w tej sprawie wiążące decyzje. - Do momentu uzyskanie kredytu mamy związane ręce - mówi Molewicz. Wiadomo już jednak, że proces ratowanie stoczni przyniesie zwolnienia. - Zakładam, że żądania banków będą musiały być spełnione, a zatem zmniejszenie zatrudnienia Stoczni Szczecińskiej powinno być realizowane. Na ile i kiedy - to musi być wynikiem negocjacji - dodaje Molewicz. Na razie jednak stoczniowcy nadal pozostają bez zaległych pensji i nie wiedzą, kiedy wrócą do pracy. Ratunkiem dla wielu były wypłacone zaliczki na poczet czerwcowych wypłat.