- Będziemy się nad każdym przypadkiem pochylać indywidualnie, ponieważ oni w tej chwili są w procesie zwalniania. Jest nam niesłychanie przykro, że czasami dotyka to ludzi bardzo zasłużonych dla stoczni - powiedział Szlanta. Drugą noc grupa protestujących stoczniowców spędziła w Stoczni Gdynia. Zakład pracuje jednak z połową swojej mocy produkcyjnej. - Strajk okupacyjny trwa. Protestujących jest jednak dużo mniej, bo cały czas ludzie dostają propozycje nie do odrzucenia: albo urlop, albo zwolnienie dyscyplinarne - powiedział dzisiaj przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Stoczni Gdynia "Stoczniowiec" Leszek Świętczak. Zaznaczył, że nie jest w stanie powiedzieć, ilu jest w tej chwili protestujących, bo nie wszyscy zebrali się w jednym miejscu. Według rzecznika stoczni Mirosława Piotrowskiego, strajkujących jest kilkudziesięciu. Strajk w Stoczni Gdynia zorganizował związek Stoczniowiec. Nie popiera go ani "Solidarność", ani OPZZ. Janusz Śniadek wiceszef Komisji Krajowej "Solidarności" uważa jednak, że postulaty stoczniowców są całkiem realne. - Sprawy będące w tej chwili przedmiotem negocjacji - bo te negocjacje między związkami a kierownictwem zakładu trwają niezależnie od tej akcji - są do załatwienia w drodze negocjacyjnej. Ta cena, którą płacą niektórzy, jest niepotrzebna - mówi Janusz Śniadek. Strajkujący domagają się między innymi podwyżek płac, wypłat z funduszu awansowego, zaprzestania restrukturyzacji stoczni, a po zwolnieniach - przywrócenia do pracy zwolnionych związkowców. Wśród postulatów znalazły się również punkty o przywrócenie posiłków regeneracyjnych i godne traktowanie. Robotnicy twierdzą, że nie mają zapewnionych środków bezpieczeństwa pracy: masek i okularów ochronnych.