- Zrobiliśmy szczegółowy raport finansowy, z którego wynika, że mimo zamknięcia pochylni mamy szanse na rentowną działalność, jeśli zdobędziemy inwestora, który zmodernizuje stocznię - mówi "Rz" Roman Gałęzewski, członek rady nadzorczej Stoczni Gdańskiej. W ubiegłym tygodniu stocznia przygotowała szczegółową odpowiedź dla Komisji. Zadeklarowano w nim zamknięcie jednej pochylni już w tym roku zaś za dwa do trzech lat kolejnych dwóch. Jedynym warunkiem jest zdobycie inwestora. O zakup stoczni starają się Związek Przemysłowy Donbasu i włoski armator FVH. Prywatny inwestor, który zgodnie z oczekiwaniami KE powinien objąć 75 proc. akcji Stoczni Gdańskiej miałby sfinansować zbudowanie doku pływającego (ok. 100 mln zł), który zastąpi wszystkie pochylnie. Stocznia zyskałaby nie tylko nowoczesne urządzenie, obniżające koszty produkcji, ale także możliwość sprzedania części wartościowych gruntów - pisze gazeta. Przed miesiącem Neeli Kroes, unijna komisarz ds. konkurencji zażądała, aby Stocznia Gdańska do 21 sierpnia przysłała plan restrukturyzacji zakładający likwidację dwóch z trzech działających tam pochylni. W przeciwnym wypadku może zobowiązać SG do zwrotu otrzymanej w poprzednich latach pomocy publicznej. Jej wysokość szacowano na od 40 do 100 mln zł. Zaakceptowanie pomocy Komisja uzależniła od ograniczenia mocy wytwórczych, uznając, że ochroni w ten sposób warunki równej konkurencji. Decyzję w sprawie stoczni brukselscy urzędnicy mieliby podjąć 29 sierpnia, na pierwszym po wakacjach posiedzeniu -czytamy w "Rzeczpospolitej".