Według prokuratury deweloper z Pruszcza Gdańskiego oszukał około 30 osób. W 2004 roku firma zawarła z nimi umowy, a w 2006 roku przekazała mieszkania nie podpisując aktów notarialnych. - Klienci wykonali w lokalach prace wykończeniowe, po czym deweloper uzależnił przeniesienie własności mieszkań od dokonania dopłaty, co nie było objęte wcześniejszą umową - powiedziała prokurator Magdalena Stolc. Żądając dopłat deweloper powołał się na wzrost cen materiałów oraz stawek dla pracowników budowlanych. Klienci firmy zapłacili dodatkowe pieniądze deweloperowi. - Nie mieliśmy wyjścia, bez tego nie dostalibyśmy aktów notarialnych, na które czekały już banki kredytujące nasze mieszkania, poza tym stracilibyśmy pieniądze włożone w wykończenie mieszkań - powiedziała jedna z poszkodowanych, Anżelika Piątkowska. Dopłaty zaproponowane przez dewelopera miały - według klientów, początkowo wynieść od 40 do 60 proc. wartości lokali. Lokatorzy twierdzą, że po indywidualnych negocjacjach z firmą dopłaty wyniosły między 10 a 20 procent - od 15 do 50 tys. zł za lokal. Po dokonaniu wpłat klienci firmy powiadomili o sprawie prokuraturę. Ta uznała, że developer dopuścił się oszustwa. Prokuratorzy sporządzając akt oskarżenia oparli się m.in. na ekspertyzach, które zaprzeczały jakoby w czasie budowy nastąpił gwałtowny wzrost jej kosztów. Proces w tej sprawie miał ruszyć w poniedziałek. Obrońca dewelopera złożył jednak obszerny wniosek, w którym powołując się na wykonane na zlecenie jego klienta ekspertyzy, podważał orzeczenia biegłych, na których oparto akt oskarżenia. Według nowych ekspertów ceny na rynku budowlanym miały znacznie wzrosnąć. Zdaniem obrońcy dewelopera rozbieżności w ekspertyzach są tak duże, że powinno się powołać kolejnych biegłych, a cała sprawa powinna wrócić do prokuratury. Prokurator poprosił o dwa tygodnie na zapoznanie się z nowymi ekspertyzami. Po tym czasie, na kolejnym posiedzeniu sąd zdecyduje czy sprawę zwrócić prokuraturze.