Turyści, turyści, turyści. Wszędzie turyści. Z Polski, z zagranicy. Z całego świata. I dobrze. Zostawią trochę grosza w hotelach, pensjonatach, restauracjach, sklepach z pamiątkami. Zabiorą piękne wspomnienia do domu. Może wrócą, może zaproponują pobyt w Trójmieście znajomym. Zrobią tak, jeśli będą się tu dobrze czuć. Otrzymają niezbędne informacje. A jak z tym jest w Gdańsku, Sopocie i Gdyni? Postanowiliśmy się przekonać osobiście, wcielając się w turystów z zagranicy. Zaczęliśmy od grodu nad Motławą. - Where is Świętojańska street? - pytamy strażników miejskich spotkanych przy ul. Długi Targ w Gdańsku. - You have to go straight, than right and there is Świętojańska (musisz pójść prosto, później w prawo - tłum. red.) - słyszymy odpowiedź. Kolejny patrol spotykamy przy ul. Piwnej. Pytanie to samo. - What street? - pyta mężczyzna. Chwila tłumaczenia i usłyszeliśmy poprawną odpowiedź. Niezły początek. Jednak im dalej od centrum starego miasta i fontanny Neptuna, tym mniej strażników miejskich. W okolicach centrum handlowego "Madison" i Dworca PKP przez godzinę nie natknęliśmy się na funkcjonariuszy. Wsiadamy do SKM i jedziemy do Sopotu. Sopot doesn't speak Tutaj spotykamy tylko jednego strażnika. Na pytanie: - Where is "molo" in Sopot?" - odpowiedział poprawnie. - Prosto i w prawo - tyle że po polsku. Gestykulował, próbował pokazywać rękoma i tłumaczyć drogę "na migi". Nie pozostało nic innego jak "Thanks, have a nice day" (dziękuję, miłego dnia) i udać się w dalsze poszukiwania. Niestety, bez efektów. A rok temu sopoccy stróże prawa przeszli kurs języka angielskiego. Efektów nie widać. Ściągali? Przeszliśmy kilka razy ul. Monte Cassino, okolice plaży i stacji PKP. Więcej patroli Straży Miejskiej od godziny 11 do 13 w centrum Sopotu - nie było. A w Gdyni pusto... W porównaniu z Gdańskiem, Gdynia również wypadła marnie. W ciągu dwóch godzin chodzenia po ulicy Świętojańskiej nie spotkaliśmy ani jednego strażnika miejskiego. Sami zdążyliśmy spatrolować okolice stacji SKM w Gdyni Głównej i na Wzgórzu Św. Maksymiliana oraz ulicę 10 Lutego. I nic. Skoro w praktyce sprawdzić się nie dało, postanowiliśmy się dowiedzieć, jak to wygląda na papierze. - Nasi strażnicy miejscy w ciągu ostatnich dwóch lat odbyli obowiązkowe szkolenia z języka angielskiego, były to tak zwane kursy przedwakacyjne - mówi Joanna Grajter, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Gdyni. - Strażnicy miejscy uczyli się podstawowych zwrotów grzecznościowych, wskazywania drogi, obiektów turystycznych i reagowania w razie wypadku lub kradzieży. Spora część strażników już w momencie zatrudnienia zna język angielski na poziomie zaawansowanym. Przyjemnie się tego słucha, tylko trudno jest się przekonać o tym samemu. A po co nam strażnicy miejscy z "FCE" i "Advance", jeśli nie ma ich na ulicach? Anna Werońska, redakcja.trojmiasto@echomiasta.pl