Skargę do TK złożyła lekarka, pracownica naukowa Akademii Medycznej we Wrocławiu, która skrytykowała na łamach prasy badania dzieci przeprowadzone w celach naukowych na uczelni. Władze uczelni ukarały ją za to naganą, sprawą zajmowały się także Okręgowy Sąd Lekarski i Naczelny Sąd Lekarski. Ten ostatni wymierzył jej karę upomnienia. Zdaniem skarżącej, przepis Kodeksu etyki lekarskiej, na podstawie którego ją ukarano, jest niezgodny z konstytucją i godzi w wolność słowa. Przepis ten stanowi, iż "lekarz powinien zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza, w szczególności nie powinien publicznie dyskredytować go w jakikolwiek sposób". Skargę poparł Rzecznik Praw Obywatelskich, natomiast o uznanie przepisów za zgodne z konstytucją wnieśli: przedstawiciel Sejmu i Naczelna Rada Lekarska. Jak argumentowała reprezentująca skarżącą mec. Anna Maria Niżankowska skarżony przepis "stanowi tamę dla wszelkich krytycznych wypowiedzi lekarzy na temat innych lekarzy". - Trzeba się zastanowić, co oznacza słowo dyskredytować. Przecież każda krytyka, nawet oparta na faktach prowadzi do obniżenia zaufania i dyskredytacji osoby, której dotyczy - mówiła Niżankowska. Dodała, że osoby nie będące lekarzami mogą swobodnie wyrażać krytyczne opinie. Dlatego, w opinii Niżankowskiej, "poprzez ograniczenie dyskusji uniemożliwia się pacjentom uzyskanie wiedzy na temat działalności lekarzy". Występujący również w imieniu skarżącej mec. Zbigniew Hołda zaznaczył, że słowa z kwestionowanego przepisu mówiące o dyskredytacji "w jakikolwiek sposób" oznaczają, iż może to nastąpić także w sposób "nieświadomy i niecelowy". Zdaniem przedstawiających skargę, przepisy zawarte w Kodeksie etyki lekarskiej, mimo że mają charakter norm etycznych, to jednak dookreślają normy prawne zawarte w Ustawie o izbach lekarskich. Dlatego mogą podlegać ocenie TK odnośnie ich zgodności z konstytucją. W odpowiedzi na argumenty skargi prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł replikował, że "publiczne dyskredytowanie, to intencjonalne wypowiedzi, które mają na celu pogorszenie wizerunku innego lekarza i właśnie to jest zabronione". Według Radziwiłła "absolutnie nie można zarzucić środowisku lekarskiemu, że próbuje ograniczyć wolność słowa". - Kwestionowany artykuł nie ma na celu ochrony dobrego imienia lekarzy, tylko przede wszystkim ochronę interesu pacjentów, którzy po to żeby mogli być z powodzeniem leczeni powinni mieć zaufanie do tych, którzy ich leczą - mówił. Zdaniem prezesa NRL dyskusja nad dylematami medycznymi powinna odbywać się wśród specjalistów. - Przenoszenie takiej dyskusji na forum mediów nie służy rozwiązaniu tematu, narusza za to poczucie bezpieczeństwa publicznego - ocenił. Reprezentujący Sejm poseł Stanisław Pięta powiedział natomiast, że należy odróżnić krytykę od dyskredytacji. - Nie każda krytyka, np. w dyskusji naukowej, musi prowadzić do dyskredytacji - zaznaczył. Zgodnie z zapisem konstytucji "każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji".