To 14 sierpnia 1980 roku przed rozpoczęciem porannej zmiany w gdańskim zakładzie rozkolportowano kilka tysięcy ulotek i egzemplarzy podziemnego "Robotnika" w obronie Anny Walentynowicz, suwnicowej stoczni. O 6.00 stanęły wydziały K-1 i K-3, a o 9.00 proklamowano strajk. 17 dni później komunistyczne władze PRL zgodziły się na powstanie pierwszych w bloku wschodnim niezależnych związków zawodowych. Zanim jednak w kontrolowanej przez Związek Sowiecki Polsce zrodził się masowy ruch oporu, protestowali też inni. Jako pierwszy - 8 lipca WSK Świdnik. Poszło o przysłowiowy kotlet, czyli drastyczne podwyżki cen żywności. I choć to ci robotnicy rozpoczęli falę, która ogarnęła potem cały kraj, to gdański Sierpień jest dla świata symbolem odzyskania wolności w tej części Europy. Od skoku do Nobla 14 sierpnia od rana było gorąco - wspominają uczestnicy tamtych wydarzeń. Gdy około 11.00 ludzie w stoczni zaczynali się łamać, bo dyrektor zaprosił przedstawicieli protestujących na rozmowy, do zakładu dostał się Lech Wałęsa. Wskoczył na koparkę. - Panie dyrektorze, a mnie pan pamięta? Byłem pana pracownikiem, zwolnionym w 1976 roku! - powiedział. Od tej pory było praktycznie wiadomo, że nie uda się spacyfikować protestu w zarodku. Robotnicy już po kilku dniach protestu zmusili reprezentantów rządu PRL do negocjacji. 18 sierpnia gotowe było słynne 21 postulaty, a na żądanie komitetów strajkowych władze miejskie zakazały w Gdańsku sprzedaży alkoholu. 31 sierpnia na terenie Stoczni Gdańskiej podpisano słynne Porozumienia Sierpniowe. 17 września podjęta została uchwała o utworzeniu ogólnokrajowego związku zawodowego i jego nazwie. 10 listopada - po sporach, manifestacjach i strajkach oraz po zapisach w statucie związku o przestrzeganiu konstytucji PRL i uznaniu kierowniczej roli PZPR w państwie, władza komunistyczna wyraziła zgodę na zarejestrowanie NSZZ "Solidarność". Do związku przystąpiło wkrótce ok. 10 mln osób. Jego ducha przez lata nie zniszczyli ani agenci bezpieki, którzy też się tam zapisali, ani stan wojenny i internowania. W 1983 roku symbol polskiej bezkrwawej rewolucji - Lech Wałęsa - dostał Pokojową Nagrodę Nobla. A w 1989 roku udało się nam na dobre odzyskać wolność i niepodległość. Trochę smutne święto Tegorocznym wielkim obchodom rocznicy "Solidarności" w kraju i za granicą towarzyszyć będzie jednak także smutek części "weteranów walk z komuną". Ludzie Sierpnia są dziś podzieleni. Związkowe szeregi mocno schudły, a stocznia gdańska - cień wielkiego zakładu z lat 80. - jest w kiepskiej kondycji finansowej. Kiedy w Warszawie, Brukseli, a nawet na antypodach tysiące ludzi obchodzić będą dumną rocznicę, wielu stoczniowców z Gdańska nie weżmie w tym udziału. Być może spotkają się jedynie we własnym gronie - mówią. Na razie napisali gorzki list otwarty. "Przykre jest to, że osoby wywodzące się z gdańskiego Sierpnia już od wielu lat kompletnie nie interesują się losem stoczni, koncentrując się wyłącznie na swoich karierach politycznych. Czy w Polsce jedynie kamieniami i ogniem można skutecznie bronić prawa do własności i godnego życia?" - pytają w nim w imieniu zakładowych związkowców Roman Gałęzewski - szef stoczniowej "S", i dwaj jego zastępcy. Według stoczniowców, z 21 postulatów Sierpnia '80 roku realizowane są tylko te, które mówią o wolności politycznej i suwerenności kraju. Postulaty dotyczące człowieka, jego godności osobistej, bytu są jedynie respektowane, kiedy jest to "wygodne dla elit finansowych i gospodarczych" - twierdzą. Na obchodach, w tym na uroczystym posiedzeniu Sejmu, zabraknie nie tylko bohaterów tamtych lat - skłóconych z Lechem Wałęsą Andrzeja Gwiazdy czy Anny Walentynowicz - ale i samych stoczniowców. Nie tak miało być - przyznaje wielu polityków. Zaraz dodają jednak, że warto światu przypominać, iż bez "Solidarności" nie runąłby Mur Berliński. - Trochę to smutne, że nie wszyscy będą się cieszyć tą rocznicą - mówi INTERIA.PL Mieczysław Gil, legenda hutniczej "S" z Krakowa, przez lata bliski współpracownik Wałęsy i były szef Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. - Jest pewien dysonans w tych obchodach, bo wygląda, jakby zapomniano o tych, którzy stanowili rdzeń tych wydarzeń. Komuna bała się przede wszystkim dużych zakładów, robotników, a nie intelektualistów - przypomina. 25 lat "Solidarności" - zobacz serwis specjalny