Sędzia Dagmara Daraszkiewicz ogłaszając tę - prawomocną - decyzję zaznaczyła, że "zażalenie złożone przez prokuratora jest bezzasadne, a argumenty w nim przedstawione nie zasługiwały na uwzględnienie". Sędzia wyjaśniła, że "tymczasowe aresztowanie jako środek najbardziej uciążliwy winno być stosowane zupełnie wyjątkowo". "Nie jest to kara, którą podejrzany ma odbywać przed wydaniem wyroku a nawet przed wniesieniem aktu oskarżenia" - podkreśliła. Przyznała, że czyn, który zarzuca się podejrzanemu jest "czynem poważnym, bulwersującym opinię społeczną, bo w jego wyniku zginęło dziecko". "Jednak tymczasowy areszt nie może zastępować wyroku, ma służyć przede wszystkim temu, by zabezpieczyć prawidłowy tok śledztwa" - powiedziała sędzia. Podkreśliła, że podejrzany przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. "Okoliczności sprawy w zasadniczej części nie budzą wątpliwości. W sprawie przesłuchano bezpośrednich świadków zdarzenia, zatrzymano nagrania z monitoringu, tachograf, telefon podejrzanego, zabezpieczono samochód, a więc wszystkie materiały, które mają służyć zebraniu dowodów a także dokładnemu doprecyzowaniu zarzutów" - powiedziała Daraszkiewicz. Dodała, że "postawa podejrzanego wskazuje, iż nie ma powodów, by uznawać, iż będzie on utrudniał postępowanie, że będzie mataczył w sprawie, ukrywał się lub uciekał". "Podejrzany prowadzi ustabilizowany tryb życia. Jest jedynym żywicielem rodziny. Nie był wcześniej karany. Nie sposób uznać, aby podejmował jakiekolwiek czynności, które miałyby charakter bezprawny i utrudniałyby prowadzenie postępowania" - dodała przypominając też, że prokurator zatrzymał podejrzanemu prawo jazdy. Sędzia podkreśliła również, że "brak aresztu w tej chwili nie wyklucza zastosowania wobec mężczyzny surowej kary, ale po wyroku i po przeprowadzonym procesie". Obrońca podejrzanego mec. Michał Majkowski ocenił decyzję sądu jako zasadną. "Zachodzą istotne przesłanki do tego, by nie stosować tymczasowego aresztu, szczególnie sytuacja osobista (podejrzanego - PAP) i trauma, którą przeżywa" - powiedział dziennikarzom mecenas dodając, że mężczyzna sam jest ojcem trojga dzieci, a jego żona jest w zagrożonej ciąży. Wypadek miał miejsce 16 stycznia wczesnym popołudniem w Trąbkach Wielkich (Pomorskie) na wyposażonym w sygnalizację świetlną przejściu przez ul. Gdańską. Przy zielonym świetle dla pieszych przez przejście przechodziła 36-letnia kobieta z córką. Jadąca w kierunku Gdańska ciężarówka wjechała na zebrę. Jak informowali policjanci, matka została tylko "delikatnie draśnięta i odrzucona na bok", a dziecko zginęło na miejscu. Kierowca był trzeźwy. Prowadząca śledztwo w tej sprawie Prokuratura Rejonowa w Pruszczu Gdańskim wniosła do Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe wniosek o tymczasowe aresztowanie sprawcy wypadku. Sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury, nie zastosował też wobec kierowcy żadnego środka zapobiegawczego. Od tej decyzji odwołała się prokuratura. Mężczyzna, któremu postawiono zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku, złożył w prokuraturze wyjaśnienia. "Był roztrzęsiony, sam dziwił się, jak mogło dojść do takiego zdarzenia" - informowała PAP szefowa Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim, Marzena Pawłowicz-Johnstone. Ulica Gdańska w Trąbkach Wielkich stanowi część drogi wojewódzkiej 222 łączącej południe regionu z Gdańskiem. W dniu tragicznego wypadku w regionie panowały trudne warunki drogowe: od rana padał śnieg, który miejscami zalegał na szosach. Tuż po wypadku policja podała, że jego możliwą przyczyną mogło być niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze.