"Chłopiec był reanimowany przez kilka godzin, Do szpitala trafił w stanie krytycznym. Nie udało się go uratować" - powiedział TVN24 Roman Abramowicz, dyrektor ds. lecznictwa słupskiego szpitala. Według wstępnych ustaleń słupskiej prokuratury chłopczyk miał się bawić w mieszkaniu ze swoją pięcioletnią siostrą w chowanego. Prawdopodobnie skrył się w pralce, której drzwiczki się zatrzasnęły. Rodzice byli w mieszkaniu. To oni wezwali pogotowie. "Jak doszło do zatrzaśnięcia tych drzwiczek - na tę chwilę nie jesteśmy w stanie tego wyjaśnić. Jedynymi świadkami zdarzenia, oprócz tej pięcioletniej dziewczynki, byli rodzice, ale z uwagi na ich stan psychiczny, nie zostali jeszcze przesłuchani" - powiedział PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej Paweł Wnuk. Rzecznik dodał, że rodzice byli trzeźwi. Do zdarzenia doszło w mieszkaniu jednego z bloków przy ul. Romera w Słupsku. Prokurator przeprowadził oględziny na miejscu zdarzenia w celu zabezpieczenia śladów. Postępowanie, które ma wyjaśnić okoliczności zdarzenia, prowadzić będzie Prokuratura Rejonowa w Słupsku. "Mamy informację, że chłopiec zmarł w nocy. My będziemy prowadzić postępowanie pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Na tę chwilę wygląda na to, że to był nieszczęśliwy wypadek" - powiedział we wtorek PAP prokurator rejonowy w Słupsku Piotr Nierebiński. Prokurator poinformował, że zabezpieczona zostanie pralka, w której zatrzasnął się chłopiec. "Wykonane zostaną badania sekcyjne dziecka, by sprawdzić, co faktycznie było przyczyną jego śmierci. Musimy to procesowo wyjaśnić" - powiedział Nierebiński.