- Jestem tym zaniepokojona i oburzona, bo wiele wskazuje na to, że ktoś czegoś szukał. Nie będę jednak snuć domysłów kto, po co i na czyje zlecenie - powiedziała w środę . Również zdaniem przewodniczącego w Słupsku Krzysztofa Siranta, włamanie nie wygląda na działanie zwykłych przestępców. - Nie zginęły żadne wartościowe przedmioty, jak kserokopiarka, fax, komputer, nowy elektryczny czajnik. Włamywacze nie ruszyli schowanych w barku butelek z niezłymi trunkami. Interesowały ich jedynie szafy z dokumentami, które chyba udało im się przejrzeć, oraz dyskietki i płyty CD, na których prawdopodobnie znajdowały się dane członków SLD, wewnątrzpartyjne zalecenia oraz materiały propagandowe - powiedział w rozmowie z Sirant. Zastrzegł, że nie jest do końca pewien, co znajdowało się na ukradzionych nośnikach. Więcej pewności ma sekretarz SLD w Słupsku Władysław Piotrowski. "Z tego co ustaliłem, żadne papierowe dokumenty nie zginęły, natomiast na dyskietkach i płytach były m.in. dane osobowe naszych kandydatów do samorządu. Niby nic tajnego, ale można to jakoś wykorzystać do personalnych rozgrywek - powiedział Piotrowski. Policja nie komentuje domysłów działaczy SLD. "Szukamy sprawców. Zabezpieczyliśmy na miejscu kilka śladów. Ze zgłoszenia wynika, że oprócz kilkunastu dyskietek i płyt zginęły również metalowe znaczki SLD, 300 złotych w gotówce oraz gazowy pistolet - legalna własność jednego członków kierownictwa partii w Słupsku - powiedział rzecznik słupskiej policji Jacek Bujarski.