To region o jednym z najwyższych wskaźników bezrobocia w kraju. Wydawałoby się więc, że każde wolne miejsce pracy jest na wagę złota i chętnych na nie będzie wielu. A jednak tak nie jest. Jeden z zakładów w okolicach Ustki przyjmie od zaraz 100 osób. Chętnych jednak nie ma. Pracowników poszukuje pilnie zakład przetwórstwa rybnego. - Nad morzem powinno się jeść dużo ryb - to logiczne, ale w naszym kraju wcale tak nie jest. Mało tego: w regionie nadmorskim dla wielu ryba to coś okropnego. Przy rybach nie widzę siebie zupełnie - mówi bezrobotna ze Słupska. - Niestety zapach przechodzi do domu, przynosimy ten zapach ze sobą. Ja bym się nie podjął takiej pracy - wybrzydza inny poszukujący zarobku. W słupskim Urzędzie Pracy przy tzw. "tablicy płaczu", na której rozwiesza się oferty pracy (a wisi ich ledwie kilka), przewijają się tłumy. Ludzie narzekają na swój los. Każdemu marzy się dobrze płatna praca. Tej trudnej nie chcą jednak podjąć. Edyta Muras-Machoń z firmy poszukującej pracowników mówi, że są też tacy, którzy rezygnują, bo boją się... czystości: - Uważają, że stawiamy za duże wymogi i jest tu za duży rygor. Po prostu są nieprzyzwyczajeni, nie mają odpowiednich nawyków higienicznych wyniesionych z domu. Wielu bezrobotnych cierpi biedę, ale wśród nich są tacy, którzy się do niej przyzwyczaili i nie chcą poprawić swojego losu. Trzeba podkreślić, że we wrześniu bez pracy było ponad 3 mln 112 tys. Polaków.