Dla Domu Interwencji Kryzysowej być albo nie być to 35 tys. zł. Tyle właśnie brakuje ośrodkowi. Na jego utrzymanie łożą fundacje, samorządy i sponsorzy, ale niestety tych ostatnich jest coraz mniej. I chociaż kobiety same odwiedzają firmy, prosząc o wsparcie, często odchodzą z kwitkiem. - Niektórzy chętnie pomagają, ale wielu odwraca oczy, by nie widzieć krzywdy innych - mówi jedna z kobiet korzystająca z pomocy domu. W ośrodku mieszkają kobiety z dziećmi, które odeszły od swoich mężów alkoholików, gdyż były bite i maltretowane. Teraz znalazły spokój i bezpieczeństwo. - Robimy wszystko, by pomóc pokrzywdzonym przez los - mówi Janina Dzioba zarządzająca domem. - Staramy się, aby każda osoba, która tu przebywa nie kładła się spać głodna.