Prokuraturę zawiadomił o sprawie dyrektor gdyńskiego Urzędu Miasta. Jak poinformowała rzecznik Urzędu Miasta w Gdyni, Joanna Grajter, dyrektor nabrał podejrzeń po tym, jak do magistratu zgłosiła się osoba skarżąca się, że wpłaciła jednej z pracownic magistratu zaliczkę, które miała przyspieszyć otrzymanie mieszkania, a teraz ma kłopot ze skontaktowaniem się ze wspomnianą urzędniczką. Jak poinformowała we wtorek Małgorzata Goebel z gdyńskiej prokuratury rejonowej, śledczy wstępnie ustalili, że pracownica magistratu obiecała przynajmniej kilku osobom przyspieszenie procedury otrzymania mieszkania w domu TBS (Towarzystwo Budownictwa Społecznego). Osoby te miały wpłacić urzędniczce "zaliczki" (nie otrzymując w zamian żadnych pokwitowań) w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych (w jednym przypadku było to np. 37 tys. zł, w innym - 40 tys. zł). Prokuratura nie przedstawiła jeszcze kobiecie zarzutów, sprawa wciąż jest badana, ale - jak zaznaczyła Goebel - śledczy mają podstawy przypuszczać, że urzędniczka mogła oszukać nawet kilkanaście osób. Jak dodała prokurator ustalono, że kobieta pożyczała też pieniądze od znajomych, najprawdopodobniej nie zamierzając ich oddać. Podejrzewana pracowała w gdyńskim magistracie od 30 lat. Od 1 lipca, kiedy to miała wrócić z urlopu, nie pojawiła się w pracy i - za jej porzucenie - została dyscyplinarnie zwolniona. Śledczy badają udział w sprawie drugiej pracownicy gdyńskiego Urzędu Miasta (12 lat stażu w magistracie). Wiele wskazuje na to, że kobieta mogła pomagać starszej stażem koleżance. Ona także nie pracuje już w urzędzie - złożyła wypowiedzenie.