Jednak - jak się okazuje - 90 dni to w ocenie prokuratorów za mało na wyjaśnienie tej sprawy. Śledztwo wykazało pewne nieprawidłowości i dlatego zostało przedłużone. Po pierwsze, postępowanie wykazało, że latami zaniedbywano kanał Raduni, który w lipcu woda przerwała w kilku miejscach. Gdyby był lepiej utrzymany, straty byłyby znacznie mniejsze. Po drugie, na górnych tarasach Gdańska, nad dotkniętymi powodzią dzielnicami Orunią i św. Wojciechem zbudowano betonowe osiedla mieszkalne, a nie pomyślano o zbiornikach retencyjnych, do których spływałaby deszczówka. Wcześniej woda po prostu wsiąkała w ziemię. I podstawowe pytania: - Czy w miarę tych finansów, jakimi dysponowało miasto, czy one były należycie dzielone i przeznaczone na tę sprawę. Czy był przyjęty taki priorytet w budżecie miasta jak i również w budżetach urzędów wojewódzkich - pytała prokurator Barbara Sworobowicz, prowadząca tę sprawę. Niestety, jak na razie kończy się na pytaniach. - Wciąż zbieramy materiały. Na zarzuty dla konkretnych osób jest za wcześnie - dodała pani prokurator. Tak naprawdę nie wiadomo czy w ogóle będą jakieś zarzuty. Okazuje się bowiem, że odpowiedzialność się rozmywa, a urzędnicy zasłaniają się brakiem pieniędzy na zabezpieczenia przed skutkami powodzi i ulewą, która zdarza się raz na 300 lat.