Choć policjanci nie podają szczegółów śledztwa, to nieoficjalnie przyznają, że diamenty wyjechały z kraju już w dzień rabunku. Mimo to, wciąż szukają mężczyzny, który je prawdopodobnie ukradł. Warte 4,5 miliona złotych kamienie przewieziono do Niemiec i dalej na zachód Europy. - Jestem przekonany, że potem zostaną sprzedane do Tajlandii, Malezji albo innego kraju azjatyckiego, bo europejskie firmy jubilerskie będą teraz pieczołowicie sprawdzać kamienie przed zakupem. Ryzyko byłoby zbyt duże - mówi gazecie jeden z policjantów. Wszystko wskazuje, że za kradzieżą stulecia stoi międzynarodowa szajka. Złodziej mógł wywieźć z Polski łup, bo nie był jeszcze wtedy wykonany jego portret pamięciowy i służby graniczne nie wiedziały, na kogo zwracać baczniejszą uwagę. Dziennik przypomina, że poszukiwany przez policję złodziej, który wyniósł w czwartek diamenty z targów, ma ok. 30 lat. Jego portret trafił do wszystkich jednostek w Polsce, nasi policjanci, choć nie chcą tego oficjalnie potwierdzić, zapewne przekazali też wszystkie informacje policjom zachodnioeuropejskim. W Gdańsku pojawia się coraz więcej krytycznych głosów o pracy firmy ochroniarskiej, która pilnowała depozytu belgijsko- holenderskiej firmy, której skradziono klejnoty. Fachowcy twierdzą, że tak cennych przedmiotów nie powinno się wydawać nawet wtedy, gdy złodziej podaje się za przedstawiciela i wiarygodnie odgrywa swoją rolę - czytamy w "Fakcie".