"Pragnę Panom pogratulować. Dzięki temu, że zdecydowaliście się zorganizować 4 czerwca demonstrację na Placu Solidarności, udało się Wam uniemożliwić radosne obchodzenie 20. rocznicy pokojowego obalenia komunizmu przez Solidarność. Nie odbędą się one w Gdańsku - mieście Wolności i Solidarności, mieście, które jest symbolem tych niezwykłych przemian" - głosi list Adamowicza odczytany przez niego dziennikarzom na konferencji prasowej w Gdańsku. List adresowany jest do przewodniczącego stoczniowej Solidarności Romana Gałęzewskiego i jego zastępcy Karola Guzikiewicza. "4 czerwca dziesięciu przywódców państw europejskich chciało podziękować Polsce za Solidarność i pokojowe zjednoczenie Europy. Nie przyjadą. Nie podziękują. Miało się odbyć wielkie, radosne święto. Nie odbędzie się. Tym samym udało się Wam skompromitować Gdańsk. Udało się Wam skompromitować Polskę" - napisał Adamowicz. Jak podkreślił, w państwie demokratycznym, jakim jest Polska, "każdy ma prawo demonstrować". "Ale nie można zapominać o dobru wspólnym. O interesie Gdańska i naszego kraju. Zapominanie o tych sprawach jest brakiem odpowiedzialności" - uważa prezydent Gdańska. "Swoim postępowaniem udowodniliście, że sprzeniewierzyliście się wspaniałej tradycji Solidarności. Bowiem nasza Solidarność to pokojowe działania, to walka bez przemocy, to rozmowy i dialog, negocjacje i kompromis. Solidarność 'nie jest to nigdy walka przeciw drugiemu'(cytat z Jana Pawła II - red.)" - ocenił prezydent Gdańska. "Co odpowiemy naszym dzieciom i wnukom, gdy zapytają nas dlaczego nie potrafimy być dumni z naszej Wielkiej Historii. Co powiemy Europie, gdy będzie nam wmawiać, że przemiany roku 1989 zawdzięczamy przede wszystkim praskiej aksamitnej rewolucji i zburzeniu muru w Berlinie? Obchody tego święta były dla Gdańska wielką szansą. Po raz kolejny straciliśmy szansę na przypomnienie Europie, że symbolem obalenia komunizmu jest Stocznia Gdańska i miasto Gdańsk" - napisał Adamowicz. W liście Adamowicz podkreślił jednocześnie, że zdaje sobie sprawę z kłopotów Stoczni Gdańsk i temu m.in. było poświęcone jego poniedziałkowe spotkanie ze stoczniowcami. "Przypomniałem Wam, że władze Gdańska pomagały, pomagają i będą pomagać Stoczni. Przypomniałem nadto, że w zamierzchłych czasach obowiązywała tradycja treuga Dei, wedle której na czas świąt przerywano działania wojenne. Proponowałem, by się do niej odwołać i zawiesić nasze spory na wielkie święto 4 czerwca. Nie byliście tym zainteresowani" - głosi list. Odpowiadając na pytania dziennikarzy Adamowicz powiedział, że działacze Solidarności z "premedytacją" zaplanowali manifestację przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców, wiedząc, że w tym samym miejscu odbędą się obchody 20. rocznicy upadku komunizmu. - Plac Solidarności nie jest własnością komisji zakładowej stoczni. To własność wszystkich Polaków, którzy identyfikują się z ideami Sierpnia'80 - dodał Adamowicz. Poinformował, że stoczniowa Solidarność złożyła w Urzędzie Miejskim w Gdańsku wniosek o manifestację 4 czerwca przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców w godzinach od 8 do 20, z udziałem 1500 osób. - Wnioskodawcy tej manifestacji to osoby nieodpowiedzialne, one nie dotrzymują słowa, one w przeszłości już tyle razy rozrabiały, robiły zadymy, że po prostu są niewiarygodne - ocenił Adamowicz. Wiceprzewodniczący stoczniowej Solidarności Karol Guzikiewicz powiedział, że Adamowicz obrażając stoczniowców obraża jednocześnie mieszkańców Gdańska. - Sposób, w jaki mówi do nas, to głos Kociołka (Stanisław Kociołek jako wicepremier był współodpowiedzialny za wydarzenia grudniowe 1970 na Wybrzeżu, nazywany "katem Trójmiasta" - red.). My bronimy tylko naszych miejsc pracy. Takie jest nasze prawo - dodał Guzikiewicz.