- Spacer nad morze to pierwszy punkt programu po każdym przyjeździe do Gdańska - mówi turystka Iwona Cymerman z Siedlec, która co roku odwiedza Trójmiasto. - Jednak tutejsze plaże nie należą do najpiękniejszych. Z roku na rok coraz więcej wodorostów, a w miejscach strzeżonych przez ratowników taki tłok, że nie można szpilki wcisnąć. Na organizację koncertów, festiwali, wystaw Gdańsk, Sopot i Gdynia wydają rocznie łącznie ponad 92 mln zł. Na zapewnienie bezpieczeństwa osób kąpiących się na naszych plażach 184 razy mniej, czyli niecałe pół miliona zł. To wystarcza jedynie na utrzymanie 3,5 km strzeżonych plaż. Na pozostałych 35 km brakuje ratowników. Wszystkie osoby odpowiedzialne za utrzymanie trójmiejskich plaż zgodnie twierdzą, że gdyby była taka możliwość, chciałyby zatrudniać dwa razy więcej ratowników. - Co roku próbujemy nakłonić władze miast do poważniejszego potraktowania tego tematu - mówi Marek Koperski, prezes WOPR woj. pomorskiego. - Wiadomo, że im więcej ratowników, tym lepsze bezpieczeństwo kąpiących się i tym więcej turystów. Włodarze Trójmiasta wydają duże pieniądze na koncerty, ale żałują kasy na ratowników i sprzęt. Efekt tego jest taki, że turyści są zmuszeni do kąpieli na niestrzeżonych plażach. A to może być dla nich niebezpieczne! Przykładem tej polityki jest Gdańsk, gdzie najczęściej dochodzi do tragicznych wypadków na kąpieliskach. Tu rocznie z budżetu miasta wydaje się 54 mln zł na koncerty, spektakle i inne masowe imprezy kulturalne. Tymczasem w czasie letniego sezonu na bezpieczeństwo gdańskich plaż przeznacza się jedynie 215 tys. zł. Ratownicy czuwają nad mieszkańcami i turystami zaledwie na odcinku 1400 metrów. Prawie 20 km plaż jest niestrzeżone. - Chciałabym, żeby w Gdańsku było dwa razy tyle strzeżonych plaż co obecnie - mówi Agata Rudzińska, z gdańskiego MOSiR-u. - Być może w przyszłym roku więcej ratowników pojawi się w Jelitkowie. Bieżące przepisy W Gdyni, gdzie na kulturę wydaje się 32 mln zł, sfinansowanie plaż strzeżonych kosztuje podatników 200 tys. zł. Sylwia Mathea-Chwalczewska, odpowiedzialna za ich utrzymanie, twierdzi, że dużym problemem w Gdyni są skarpy. - W Orłowie czy Babich Dołach jest wąska plaża, nie ma tam dostępu do mediów, a ratownik powinien mieć dostęp do bieżącej wody i szafkę na rzeczy. Takie są przepisy - mówi Mathea-Chalczewska. - Mimo wszystko będę walczyć o Babie Doły, by plaża strzeżona miała co najmniej 200 metrów. Chciałabym jeszcze zabezpieczyć Oksywie i ostrogę bulwaru, gdzie ludzie nielegalnie skaczą do wody. Marzenia prezesa W Sopocie, gdzie na ratowników wydaje się 60 tys. zł, kąpiący mogą czuć się najbezpieczniej. Tu WOPR-owcy mają obowiązek patrolować całe sopockie wybrzeże. Plaże są monitorowane za pomocą kamer. - Gdybym miał marzyć, to o policyjnym patrolu wodnym - mówi Kazimierz Zelewski, prezes sopockiego WOPR. - Pilnowałbym porządku w strefie do 500 metrów od brzegu, gdzie jest zakaz poruszania się szybkimi łodziami, niestety, nagminnie łamany. Zdaniem Marka Koperskiego, prezesa WOPR woj. Pomorskiego, oprócz większej liczby ratowników niezbędny jest zakup większej liczby łodzi motorowych, a nawet zwykłych łódek wiosłowych. Alina Wiśniewska alina.wisniewska@echomiasta.pl