"Loretta", której premiera obyła się na Scenie Kameralnej w Sopocie, to historia - sama w sobie - banalna. W podrzędnym motelowym pokoju spotykają się tytułowa Loretta, usiłująca urządzić sobie życia przy pomocy zdobytych w pornobiznesie pieniędzy, jej dwóch - raczej żałosnych - adoratorów, Dave i Michael, oraz córka właściciela obskurnego przybytku, Rosjanka Sophie. Absurdalność sztuki wzmacniają nietypowe wątki poboczne: mąż Loretty ginie zjedzony przez niedźwiedzia, ona sama posiada niesamowity dar natychmiastowego pobudzania męskiego libido, a właściciel motelu, były agent KGB, umiera krzycząc na swoją córkę, studentkę fizyki zresztą. Tandetna historia, tandetni bohaterowie - dramat Walkera mógłby stać się kanwą jednego z filmów klasy B. Cała sztuka wystawiania na scenie sztuk kanadyjskiego autora polega na dorzuceniu do tak trywialnie skomponowanej historii drugiego, pełnego napięcia załącznika. - Chciałbym przyłapać ludzi na prostych odruchach - mówi Michał Kotański, reżyser spektaklu. - Pokazać ich w sytuacjach kryzysowych, w życiu prowadzonym gdzieś na krawędzi. Loretta mówi, że potrzebuje wolności, ale pcha się tam, gdzie ją upodlają. Krytykuje mężczyzn, ale z drugiej strony sama wtłacza się w schematy. W roli tytułowej zobaczymy Annę Kociarz. Na scenie towarzyszyć jej będą Piotr Jankowski, Grzegorz Gzyl oraz Justyna Bartosiewicz. Scenografię do spektaklu przygotował Paweł Walicki, ruch sceniczny - Filip Szatarski, muzykę Ksawery Szlenkier. Justyna Świerczyńska