We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces wytoczony Skarbowi Państwa przez 68-letniego Hurasa, b. wiceprezesa Sądu Okręgowego w Katowicach. W 2000 r. zarzucono mu korupcję w tzw. "śląskiej aferze korupcyjnej"; został wtedy odwołany z funkcji i zawieszony w czynnościach sędziego. W 2010 r. krakowski sąd prawomocnie uniewinnił go - z powodu niepopełnienia przestępstwa - wraz z innymi oskarżonymi. Dziś Huras jest sędzią w stanie spoczynku. Przed warszawskim sądem domaga się zadośćuczynienia od ABW i prokuratury za naruszenie godności i złamanie kariery. Prokuratoria Generalna wnosi o oddalenie pozwu, gdyż uważa, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda przez pozwanych. We wtorek Huras zeznał przed sądem, że wszystko zaczęło się od spotkania w 2000 r. w sejmowej restauracji z ówczesnym ministrem sprawiedliwości Lechem Kaczyńskim. - Powiedział, że mam się podać do dymisji z funkcji wiceprezesa SO, bo, jak się wyraził, "inaczej pana zniszczę" - zeznał Huras. Podkreślił, że w krakowskim sądzie potwierdził to uczestnik tej rozmowy, senator Leszek Piotrowski (już nie żyje). - Zarzut ministra polegał na tym, że miałem potwierdzić nieprawdę - zeznał Huras. - Byłem zszokowany tym szantażem ministra sprawiedliwości - powiedział. - Zaraz potem w mediach pojawiły się doniesienia na mój temat; oparte na "przeciekach" ze służb - dodał. Podkreślił, że minister powoływał się na te artykuły we wniosku o zawieszenie w czynnościach. - On na moim grzbiecie budował jako "szeryf" swe polityczne sukcesy - oświadczył powód. Huras podkreślił, że przed wybuchem jego sprawy Urząd Ochrony Państwa proponował mu tajną współpracę. Dodał, że oficer UOP z Katowic zeznał w krakowskim sądzie, że dostał polecenie, aby podrzucić obciążające go materiały. - To robiła ta sama ekipa, która potem zajęła się sprawą Blidy - oświadczył Huras. Dodał, że po tym wszystkim został całkowicie zrujnowany psychicznie; pogorszyło mu się też zdrowie. - Żona z córką odwróciły się ode mnie - dodał. Na kanwie krakowskiego procesu prasa donosiła o tajnej operacji UOP o kryptonimie "Temida". Powołując się na zeznania byłych oficerów służb w krakowskim procesie pisano, że jej celem miało być werbowanie agentów wśród katowickich prokuratorów i sędziów. Kto się nie godził, miał być szantażowany, że jego nazwisko wypłynie w sfingowanej aferze korupcyjnej. Jesienią 2000 r. - bez wiedzy prokuratury - UOP zatrzymał biznesmena Krzysztofa P. pod zarzutem wyłudzenia 7 mln zł zasiłku ZUS i korupcji. Miał on dać 100 tys. dolarów Hurasowi w zamian za korzystne dla siebie decyzje. Sędzia miał też nakłonić jednego z komorników, aby ten sprzedał P. 400 zarekwirowanych samochodów. Śledztwo najpierw prowadziła katowicka prokuratura; potem przekazano je do Gdańska. Akt oskarżenia wpłynął w 2002 r. Proces w Krakowie zakończył się klęską oskarżenia - uniewinniono nie tylko Hurasa, ale też wszystkich innych podsądnych. Prokurator nie wniósł kasacji do SN. Sąd stwierdził, że prokuratura "stawiała zarzuty bez dowodów lub nawet wbrew nim". Według sądu zarzuty oparto na pomówieniach i interpretacji dokumentów, która "różniła się od tego, co z nich faktycznie wynika". ABW (następca prawny UOP) odmówiła krakowskiemu sądowi ujawnienia akt operacji "Temida". Huras powiedział PAP, że ani żaden oficer służb, ani prokurator nie poniósł konsekwencji udziału w sprawie. - Ich odpowiedzialność dyscyplinarna dawno się już przedawniła - dodał. - Ludzie z mojej sprawy awansowali - oświadczył sądowi.