Pierwsze dwa ładunki zdetonowano ok. godz. 14.30. - Zaobserwowane efekty detonacji wskazują na to, że metoda jest skuteczna. Z uwagi na wielkość zatoru akcja saperów może jednak potrwać nawet kilka dni - powiedział Cegła. Lodowy zator o długości ok. 150 m powstał w głębi portu, przy ujściu rzeki Słupia do Bałtyku. Lód ma grubość ok. 60 cm. Rzeka wciąż jest drożna i nanosi na zator kolejne kawałki kry. Taka sytuacja przy niskim poziomie wód w Bałtyku i spodziewanym sztormie grozi tzw. cofką, która może doprowadzić do spiętrzenia wód w porcie i zalania przyportowej części miasta. Skruszenie zatoru za pomocą materiałów wybuchowych ma uwolnić zablokowaną część portu od lodu i umożliwić swobodne spłynięcie kry do Bałtyku. Wojsko o przeprowadzenie takiej operacji poprosił burmistrz Ustki Jan Olech. Skorzystanie z pomocy saperów było uzależnione od zgody ministra obrony narodowej. Taką zgodę MON wydało we wtorek późnym wieczorem. Rzeczniczka 7. BOW kpt. Agnieszka Sirant powiedziała w środę, że przy kruszeniu zatoru pracuje 15 saperów. Do udrożnienia ujścia Słupi zostanie użytych kilkanaście ładunków trotylu o wadze od 200 g do 5 kg. Ładunki umieszczono w specjalnie wywierconych w lodzie otworach. Trotyl jest detonowany sekwencyjnie. W porcie utworzono strefę bezpieczeństwa o promieniu 350 m. Poza saperami nikt nie ma do niej wstępu. Terenu pilnuje policja, Żandarmeria Wojskowa, Straż Miejska i Straż Pożarna. Zorganizowano też zabezpieczenie medyczne operacji. Przed odpaleniem ładunków ze strefy zagrożenia wybuchem trzeba było uwolnić z lodu i odholować w bezpieczne miejsce jedną z jednostek rybackich uwięzionych w zablokowanym odcinku portu. Lód wokół kutra wycięto za pomocą pił łańcuchowych.