Pomorscy biznesmeni są coraz bliżej Europy. Dbają o wyposażenie, sprzęt, wystrój, a także o higienę personelu. Poprawa warunków w nadmorskich stołówkach to przede wszystkim zasługa konkurencji i wolnego rynku. Nikt już nie chce jeść ryb smażonych na starym oleju i podanych przez kelnera w brudnym fartuchu. Turysta płaci i wymaga. Jeśli restauracja mu nie odpowiada, idzie do konkurencji. Lepiej jest też dzięki częstym kontrolom sanepidu i nakładanym karom. Zdarza się, że w skrajnych wypadkach smażalnie czy bary są zamykane.