Ze względu na dobro dziecka proces w tej sprawie toczył się z wyłączeniem jawności, bez udziału mediów. Jak poinformował mecenas Lech Toporek, reprezentujący matkę dziecka, gdański sąd umotywował swoją decyzję dobrem chłopca. - Sąd uznał, że ojciec nie stwarzał gwarancji zapewnienia dziecku warunków do prawidłowego rozwoju psychicznego i fizycznego - powiedział Toporek. Swoją decyzją gdański sąd podtrzymał postanowienie wydane w maju tego roku przez Sąd Rejonowy w Tczewie. Wyrok jest prawomocny. Pochodząca z Tczewa Małgorzata Muchowska opuściła Australię z synkiem dwa lata temu. Do wyjazdu nakłaniał ją mąż Grek z australijskim obywatelstwem. Chciał, aby kobieta przywiozła z Polski pieniądze. Sam pozostał w Australii, pobierając zasiłek na dziecko. Po przyjeździe do Polski Muchowska wystąpiła o rozwód (sprawa jest w toku). Jej mąż miał ją wcześniej dręczyć psychicznie i fizycznie oraz wyłudzić kredyt podrabiając jej podpis. Australijczyk wystąpił do sądu w Tczewie o wydanie syna, powołując się przy tym na tzw. konwencję haską. Nakłada ona na państwa będące sygnatariuszami konwencji obowiązek wydania dziecka, jeśli zostało ono uprowadzone bądź bezprawnie zatrzymane. W przypadku Muchowskiej miało miejsce "zatrzymanie" - wbrew wcześniejszym ustaleniom z ojcem dziecka, kobieta nie wróciła z synem do Australii w ustalonym czasie. Jak wyjaśnił mecenas Toporek, sądy (tczewski i gdański) skorzystały z zamieszczonego w konwencji haskiej zapisu, który wskazuje na kilka wyjątkowych sytuacji, gdy można odstąpić od wydania dziecka, mimo że doszło do jego "zatrzymania". - Udało nam się wykazać, że powrót dziecka do ojca byłby dla chłopca niebezpieczny, co jest jedną z wymienionych w konwencji sytuacji - powiedział Toporek. Grek groził, że jeśli polski sąd nie przychyli się do jego wniosku, jest gotów uprowadzić syna. W czasie rozpraw sądowych z udziałem Greka kobietę ochraniali policjanci. ZOBACZ TAKŻE: Włoch porwał mojego syna