24-letni Patryk Palczyński zaginął w czerwcu 2010 roku. Półtora miesiąca później z Bałtyku wyłowiono jego ciało: ręce mężczyzny były związane liną, a do tułowia przytroczona była płyta chodnikowa. Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa uznała, że mężczyzna skrępował się sam i popełnił samobójstwo topiąc się. Nowy świadek - posiada istotne informacje? W grudniu zeszłego roku umorzono postępowanie w tej sprawie. Rodzina zaskarżyła tę decyzję wskazując, że - jej zdaniem - 24-latek został zamordowany. Odwołaniem zajął się gdański sąd okręgowy. W środę na zamkniętym posiedzeniu postanowił odroczyć decyzję w tej sprawie. Po wysłuchaniu pełnomocnika rodziny Janusza Kaczmarka oraz prokuratora Tomasza Kaczyńskiego, sędzia zasugerował śledczym, aby przesłuchali jeszcze jednego świadka. Sąd wyznaczył też kolejne posiedzenie na 27 marca. Jak powiedziała dziennikarzom matka młodego mężczyzny nowym świadkiem w sprawie ma być sąsiad - dobry znajomy jej syna, z którym Patryk miał rozmawiać w dniu zaginięcia. Kobieta powiedziała, że do tego świadka dotarła już po umorzeniu sprawy przez prokuraturę. Matka zmarłego nie chciała mówić o szczegółach, wyjaśniła tylko, że jej zdaniem ma on istotne informacje, które mogą potwierdzać, że jej syn został zamordowany. Związane ręce i płyta przy tułowiu Patryk Palczyński był żeglarzem, pracował jako członek załogi na jachtach pływających m.in. w okolicach Karaibów. 24-latek ostatni raz był widziany żywy 2 czerwca 2010 roku w Gdyni. Tego dnia miał wypłynąć w kolejny rejs, nie powiedział jednak rodzicom dokąd płynie, a przed wyjazdem częściowo wyczyścił zawartość swojego komputera. Kilka godzin po opuszczeniu domu wysłał jednego sms-a, potem jego telefon zamilkł. Po kilku tygodniach rodzina zgłosiła zaginięcie. W połowie lipca 2010 roku kilka kilometrów od wejścia do gdańskiego portu wyłowiono z Bałtyku zwłoki młodego mężczyzny. Jego ręce były związane liną używaną na jachtach, a do tułowia przytroczona była za pomocą parcianego pasa płyta chodnikowa. Węzły zrobione były przez osobę z doświadczeniem żeglarskim. Badania DNA potwierdziły, że wyłowiono ciało Patryka Palczyńskiego. Prokuratura: To było samobójstwo Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa. Po kilkunastu miesiącach śledztwa w grudniu zeszłego roku śledczy umorzyli postępowanie. Doszli do wniosku, że mężczyzna nie został - jak wstępnie sądzono - zamordowany, a popełnił samobójstwo. Miały na to wskazywać m.in. zeznania znajomych mężczyzny, treść jego korespondencji i zachowanie przed zaginięciem, w tym wykasowanie danych z komputera oraz fakt, że w podróż, w którą się wybierał, zabrał stosunkowo niewiele rzeczy. Na możliwość popełnienia samobójstwa wskazywał też przygotowany na potrzeby śledztwa portret psychologiczny 24-latka oraz opinia specjalistów w zakresie medycyny sądowej, którzy badając ciało, nie znaleźli obrażeń wskazujących na użycie wobec mężczyzny przemocy. Śledczy stwierdzili też, że 24-latek mógł sam przymocować do swojego tułowia płytę chodnikową i związać sobie ręce. - Dowiódł tego eksperyment, jaki przeprowadziliśmy - powiedział dziennikarzom prokurator Kaczyński. Rodzina twierdzi, że doszło do morderstwa Rodzina Patryka Palczyńskiego nie zgadza się z wersją przyjętą przez prokuraturę. Rodzice są przekonani, że ich syn został zamordowany. - Na linie, którą został związany, znaleziono ślady DNA dwóch osób, nie było jednak na niej śladów DNA Patryka, w jaki więc sposób mógł się związać? - powiedział w środę dziennikarzom pełnomocnik rodziny, Janusz Kaczmarek. Rodzina nie zgadza się też z wnioskami wyciągniętymi z portretu psychologicznego 24-latka i zeznań znajomych. - Jeśli chodzi o znajomych prokuratura oparła się głównie na opinii jednej osoby, która miała usłyszeć od Patryka, że gdyby miał popełnić samobójstwo, to zrobiłby to na morzu. Ale jednocześnie wielu innych jego przyjaciół i znajomych mówiło o Patryku jako o człowieku otwartym, pełnym życia i planów - powiedział Kaczmarek dziennikarzom.