List pożegnalny, który został znaleziony w mieszkaniu kobiety w Gdańsku, analizują teraz śledczy z Sopotu. Kobieta powiesiła się w toalecie jednej z restauracji przy popularnym Monciaku. Jak poinformowała prokurator Katarzyna Mosakowska, zastępca prokuratora rejonowego w Prokuraturze Rejonowej w Sopocie, w liście nie ma mowy o tym, by zarzuty, które usłyszała kobieta, mogły pchnąć ją do desperackiego kroku. - Na pewno nie ma w nim żadnych informacji, które bezpośrednio świadczyłyby, że jest związek pomiędzy postępowaniem, które prowadzi gdańska prokuratura, a zdarzeniem, które miało miejsce w Sopocie. Jest to bardzo ogólny w treści list. Nie mogę go przytoczyć, oczywiście. Natomiast wynika z niego, że pani chciała się pożegnać z życiem - mówi Mosakowska. Czekają na wyniki sekcji zwłok kobiety W liście nie ma także mowy o presji na wystawianie jak największej liczby mandatów, wywieranej na strażników miejskich przez ich przełożonych. Ta sytuacja - według związkowców ze Straży Miejskiej - mogła mieć wpływ na decyzję kobiety. Śledczy z Sopotu wciąż czekają na wyniki sekcji zwłok kobiety. Wykluczają już jednak udział osób trzecich w tej sprawie. Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w Straży Miejskiej w Gdańsku prowadzi Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście. Miały one polegać na omijaniu części procedur przy kierowaniu do sądu wniosków o ukaranie osób, które odmawiały przyjęcia mandatu. Strażnik miejski, który chciał wystawić mandat, powinien zostać przesłuchany jako świadek w takiej sprawie, przez swoich kolegów z referatu wykroczeń. Formalnie przesłuchań nie było - wniosek sporządzano jedynie na bazie notatek służbowych strażników miejskich. Zarzuty w tej sprawie najpewniej będą stawiane kolejnym strażnikom miejskim. Sprawdzamy dokładnie, czy omijanie procedur wynikało z woli strażników, którzy chcieli ułatwić sobie pracę, czy też był to efekt wytycznych od kierownictwa - mówiła Renata Klonowska z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście. Kuba Kaługa