Choć sprawa wydaje się banalna, dla pani Sylwii Bogzdel to prawdziwy dramat. Miejsce przed swoim blokiem miała tylko do swojej dyspozycji od 4 lat. Za jego wytyczenie i oznakowanie zapłaciła spółdzielni około 300 złotych. Dla niej posiadanie takiego miejsca było zresztą warunkiem zakupu mieszkania na parterze jednego z bloków. Wraz z niepełnosprawną córką przeprowadziła się tam po tym, jak rozstała się ze swoim mężem. - To miejsce parkingowe jest dla mnie tak ważne, bo moja córka nie może samodzielnie chodzić. Jest bardzo duży problem z miejscami parkingowymi. Dziecko muszę za każdym razem nosić do samochodu. A córka jeździ na rehabilitację, zajęcia do szkoły i do specjalnego ośrodka. Wymaga stałej opieki i dlatego w ogóle się nie rozstajemy. Już kilka razy musiałam nosić córkę na kilkusetmetrowe odległości. Córka waży teraz 20 kilogramów. Nie mam na to siły, a sama mam problemy z kręgosłupem - tłumaczy pani Sylwia. Jej córka - Natalka - ma 7 lat. Jednak jej rozwój psychoruchowy jest na poziomie 6 miesięcznego dziecka. Nie potrafi chodzić i mówić. Ma zespół wrodzonych wad genetycznych. Choć badali ją najlepsi polscy specjaliści, do tego lekarze z Europy i USA, nie udało się postawić dokładnej diagnozy i ustalić przyczyny niepełnosprawności. Dodatkowa 7-latka cierpi na kilka innych ciężkich chorób. Głosowało... 48 osób. O fakcie nikt nie uprzedził O tym, że miejsce zostało odebrane pani Sylwia dowiedziała się już po fakcie. Nikt nie uprzedził jej, że mieszkańcy chcą likwidacji indywidualnych miejsc parkingowych. Dostała pismo ze spółdzielni informujące o tym, że w styczniu miejsce zostało przekształcone w ogólnodostępne - dla wszystkich niepełnosprawnych. - Jest kilka starszych osób, które mają karty inwalidów. Ale zauważyłam, że nie ma tu nikogo, kto do samochodu musiałby dotrzeć o kulach czy na wózku. Wszyscy inwalidzi poruszają się o własnych siłach, na własnych nogach. Moje dziecko nie. Moje dziecko trzeba dźwigać, moje dziecko z miesiąca na miesiąc waży coraz więcej. I niestety sytuacja z roku na rok może wyglądać tylko gorzej, a nie lepiej - mówi pani Sylwia. Spółdzielnia mieszkaniowa "Czyn" tłumaczy, że musiała odebrać miejsce, bo taki wniosek na spotkaniu konsultacyjnym przegłosowali mieszkańcy. Głosowało... 48 osób, ale zgodnie ze statutem spółdzielni wystarczy 5-procentowa frekwencja, by można było podejmować wiążące decyzje. Będzie dodatkowe spotkanie konsultacyjne Po likwidacji indywidualnego miejsca parkingowego spółdzielnia nie zwiększyła ogólnej liczby miejsc dla niepełnosprawnych. Nie uwzględniła także odwołania pani Sylwii od decyzji o odebraniu jej indywidualnego miejsca. Jednym wyjściem jakie zaproponowano matce niepełnosprawnej Natalii, było... samodzielne zbieranie podpisów pod wnioskiem o przywrócenie miejsca. Takie prawo przysługuje jednak każdemu mieszkańcowi, w dowolnej sprawie. Dziś jednak - po rozmowie z reporterem RMF FM - władze spółdzielni zmieniły zdanie. - Spróbujemy zwołać dodatkowo spotkanie konsultacyjne, tylko związane z tym miejscem parkingowym dla tej pani. Przedstawimy sytuację jaka jest, jak wygląda sprawa z opieką nad tym dzieckiem. Poprosimy też, żeby pani przybyła na to spotkanie. Żeby sama opowiedziała ludziom jak to wygląda. Że dziecko nie jest malutkie, że wymaga stałej opieki - zadeklarowała Iwona Falkowska, prezes spółdzielni mieszkaniowej "Czyn" w Słupsku. - Tutaj decyzja będzie należała do mieszkańców. Postaram się tę sprawę załatwić jak najszybciej. Jak tylko będzie możliwość zwołania spotkania. Na pewno wcześniej zrobimy zawiadomienia, że będzie spotkanie w takiej sprawie i od mieszkańców to będzie zależało, czy przyjdą czy nie - mówi Falkowska. Przyznaje też, że - jako człowiek - rozumie panią Sylwię i zgadza się z tym, że indywidualne miejsce jej się należy, ale - jako prezes spółdzielni - musi postępować zgodnie z jej statutem i wykonywać decyzje podjęte przez mieszkańców. Zaznacza jednak, że być może nie wszyscy mieszkańcy znali dokładnie problem i sytuację pani Sylwii. Być może tak było, choć za likwidacją miejsc głosowali także sąsiedzi matki niepełnosprawnej dziewczynki. Sytuację można jeszcze odwrócić. Pani Sylwii pozostaje mieć nadzieję, że na "nadzwyczajne" spotkanie konsultacyjne przyjdzie przynajmniej 5 procent uprawnionych do głosowania mieszkańców, i że uczestnikom spotkania nie zabraknie empatii. Tekst: Kuba Kaługa