Afisz najnowszej gdańskiej premiery spełnia te wymogi. A kobiecy manekin spętany, skneblowany, półnagi i symbole płci wkomponowane w tytuł wróżą, że będzie nowocześnie i prowokacyjnie... Ale i tak nie obyło się bez szoku. Trzeba zaznaczyć, że od początku to, co minione umiejętnie splata się z tym, co współczesne. Mamy więc dwór książęcy odziany jak z obrazu Rembrandta i kobiety w teraźniejszej wersji wprost z agencji towarzyskiej. Nie chodzi nawet o striptiz kończący się na toplesie. Bo to akurat jest raczej bardziej kwestią estetyki, niż pytaniem o sens. Zdecydowanie bowiem przyjemniej patrzy się na pięknie wyrzeźbione ciała tancerek; nawet jeśli pląsają przy rurach w czarnych niby to paczkach. W swej obrazoburczej wymowie nic zresztą nie pobije sceny, w której książę oddaje się ćwiczeniom szermierki z owymi afiszowymi manekinami. Otóż pojawia się przeczucie, że ta mroczna opowieść, rozgrywająca się pierwotnie w renesansowym dworze księcia Mantui mogła nie stracić na swej aktualności. Niech nie myli więc melodyjność, liryczność Verdiowskiego dzieła. Niech pociechy nasiąkają "Rigolettem" w zaciszu domu, bo słyszeć to nie to samo, co widzieć. A na scenie reżyser podejmuje ważkie kwestie: zniewolenie i przedmiotowe traktowanie kobiet oraz wychowywanie dziecka w oderwaniu od rzeczywistości, w imię fałszywie pojętej troski o nie. Operowe przedstawienie nie chowa się za fasadą powściągliwości oraz poprawności i nazywa rzeczy po imieniu. Po chwilowym więc osłupieniu wtapiamy się w wartko toczącą się akcję i nawet nie wiadomo kiedy mijają dwa akty. O inscenizacji Weissa-Grzesińskiego można powiedzieć krótko: przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, logiczna i pełna symboliki. Jednym z nich jest powracający obraz małej Gildy. Dziewczynki w błękitnej sukience, kroczącej jak po linie w towarzystwie pięknego Anioła Stróża. Tak i Marek Weiss-Grzesiński z inteligencją i wrażliwością prowadzi widza symboliczną drogą od wstrząsu po pytania, do może niezaplanowanego wzruszenia? Bo jak nie pożałować głupiego błazna, gdy tak pięknie rozmawia z anielsko brzmiącym głosem Gildy, dochodzącym z zaświatów. Inspiracją dla kostiumologa był obraz Rembrandta "Lekcja anatomii doktora Tulpa" czyli mrocznie i przewrotnie na biało -.czarno. Błękit zarezerwowano dla anioła oraz malej Gildy, biel dla dorosłej Gildy. Bajecznie kolorowo ubrane były tylko dwie postacie - płatny morderca Sparafucile oraz jego siostra ulicznica Magdalena. Akcja rozgrywa się na planie sześcianu o przezroczystych ścianach i ciężkich wrotach z ogromną płaskorzeźbą o szatańskim obliczu. Drzwi uchylają się ukazując kolejne sceny lub przesuwają w głąb a wykonawcy podążają w czeluści tej ciemnej otchłani. Barwy to czerń i odrobina czerwieni. W premierowej inscenizacji bardzo dobrze zaprezentowała sięJulia Iwaszkiewicz (Gilda) oraz Mikołaj Zalasiński (Rigoletto). Z przyjemnością słuchało się chóru i orkiestry OB. A cały zespół wypadł nieźle aktorsko. Inscenizacja i reżyseria Marek Weiss-Grzesiński. Kierownictwo muzyczne Janusz Przybylski. Dekoracje Marceli Sławiński. Kostiumy Jagna Janicka. Układ tańców Izadora Weiss. Przygotowanie chóru Elżbieta Wiesztordt. BB