Polski papież wywarł na nim ogromny wpływ. Uważa, że spotkania z nim należą do najważniejszych chwil w jego życiu. Twierdzi, że Ojciec Święty był jego natchnieniem duchowym. Wojna zastała go na rzece Pan Józef wychowywał się blisko lasu w Jastrzębiu (gm. Osieczna, powiat starogardzki). Piękno kociewskich rzek i jezior od zawsze przykuwało jego uwagę. - Jeszcze zanim miałem 15 lat planowałem, że zbuduję własny kajak - wspomina 84-letni dziś Józef Weltrowski. - W 1937 roku pływało w naszych stronach mnóstwo kajaków. Łódź zbudowałem wspólnie z moim rówieśnikiem Alojzym Onezorgą. W pracach pomagał nam miejscowy stolarz. Dzięki temu w sierpniu 1939 r. wypłynęliśmy w dwuosobowy rejs kajakiem z Zimnych Zdrojów - Czarną Wodą i Wdą. Wojna zastała nas, gdy płynęliśmy jedną z rzek. W czasie wojennej zawieruchy z oczywistych względów na tego typu wypoczynek trudno było się wybierać. Wtedy inne sprawy były ważniejsze... - Dzięki znajomości lasu, runa leśnego, pobliskich terenów udawało mu się przetrwać jako partyzantowi Gryfa Pomorskiego Armii Krajowej. Służył też w Ludowym Wojsku Polskim na terenie Bieszczad. Rodzina Weltrowskich znana była z wydawania podziemnej prasy w bunkrze w jastrzębskim lesie. Zimą 1940/41 r. postanowiono wspólnie z por. Janem Klamanem, że pierwszy numer będzie nazywał się "Głos Serca Polskiego". Z powrotem w kajaku Po II wojnie światowej pan Józef wrócił do swojej pasji, czyli pływania po polskich akwenach. Zaczął w 1949 r. od podróży rzeką Wdą. Potem były pomniejsze rejsy aż do 1955 r. W tym roku, w dniach 28-29 maja odbywał się pierwszy powojenny spływ kajakowy Dunajcem. Wzięło w nim udział 250 osób. Józef Weltowski był jednym z organizatorów imprezy. - Był to Ogólnopolski XIV Spływ Kajakowy - mówi pan Józef. - Płynęły z nami grupy z klubów z całej Polski, m.in. z Nowego Sącza, Gdańska, Częstochowy, Wrocławia i Krakowa. Przepływaliśmy akurat przez góry Pieniny przy wylocie ze Szczawnicą, gdy postanowiliśmy, że zrobimy sobie odpoczynek. Dopływaliśmy już do brzegu i wówczas nasza grupa (z Gdańska) zauważyła, że jeden z kajaków grupy krakowskiej zaczyna tonąć. Z miejsca wezwałem pomoc i wskoczyłem do Dunajca. Zacząłem ratować ludzi w tamtej ekipy. Wyciągnęliśmy kajak z całą załogą, pomogliśmy też podróżnym z bagażem. Moje zainteresowanie wzbudził mężczyzna, który wyraźnie różnił się od pozostałych uczestników grupy krakowskiej. Miał wszystko przemoczone: rzeczy i plecak, z wyjątkiem jednego przedmiotu, który wyglądał na książkę w skórzanej oprawie. Trzymał ją przez cały czas w rękach, dzięki czemu się nie zamoczyła. Z czasem dowiedzieliśmy się, że był to brewiarz, a on sam był księdzem. Ratowałem Karola Wojtyłę! - Z początku wymienialiśmy się podstawowymi informacjami typu: "skąd jesteś", "czym się zajmujesz" - relacjonuje Józef Weltrowski. - Rozmawialiśmy z turystami z Krakowa jak ze zwykłymi uczestnikami spływu. Ale ta jedna osoba miała coś takiego, co przyciągało do niej innych kajakarzy. Wiele osób podchodziło do niego, bo był bardzo otwarty i rozmawiało z nim... Dopiero po wielu latach, dokładnie w 1991 r., dowiedziałem się, że był to Karol Wojtyła, późniejszy kardynał metropolita krakowski, od 16 października 1978 r. Ojciec Święty Jan Paweł II. Wydaje mi się, że wtedy nikt z nas (być może poza paroma osobami z grupy krakowskiej) o tym nie wiedział. Mi o tym fakcie powiedział franciszkanin, ojciec Piotr Kyć. O. Kyć w latach 60. był wykładowcą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Przyjechał do mnie do Czarnej Wody w 1991 r. Nikt nie miał wiedzieć - Organizowaliśmy wtedy jeden ze spływów - kontynuuje pan Józef. - Pewnego dnia przyszedł do mnie około północy i zaczęliśmy rozmawiać. Spytał czy wiem, że pływałem kajakiem z Janem Pawłem II. Byłem kompletnie zaskoczony! Okazało się, że wiedział o tym od jakiegoś czasu, ale chciał bym mu to osobiście potwierdził. O. Kyć podarował mi książkę autorstwa Jana Pawła II "Moje hobby wodniackie", gdzie Papież opisywał historię, w której uczestniczyłem. Pan Józef dowiedział się, że celowo nikt nie miał wiedzieć, że pływał wtedy z nimi Karol Wojtyła. On sam nie zdradzał się z tym.. Ówczesne czasy były nie najciekawsze. Trwał konflikt komunistów z Kościołem. Gdy dowiedziałem się o nieznanych mi szczegółach tego niezwykłego rejsu, często rozmawiałem o nim z kolegami z klubu. Starałem się im przekazać informacje o tym, z kim przyszło nam wiele lat temu płynąć.