Radny chciał pomóc kobiecie z namiotu. Takiej reakcji się nie spodziewał
Sosnowiecki radny Łukasz Litewka - znany w mediach z pomagania osobom w trudnej sytuacji - publicznie wyciągnął rękę do 24-latki z Gdańska. Zaproponował wyposażenie jej przyszłego lokum. Przypomnijmy, kobieta mieszkała z dwuletnią córką w namiocie. Jego wpis wywołał szereg reakcji, również tych negatywnych. "Na alkohol miała, a na kurtkę dla dziecka nie, mnie ta historia nie bierze" - stwierdził jeden z internautów.

Kilka dni temu kraj obiegła informacja o 24-latce mieszkającej z dwuletnią córką w namiocie na terenie zalesionym w Gdańsku. Kobietę zatrzymano w poniedziałek po interwencji pracownicy MOPR, która wezwała policję. Dziecko trafiło do szpitala, ma infekcję górnych dróg oddechowych. Następnie ma zostać umieszczone w pieczy zastępczej. Matka zamieszka zaś w schronisku dla bezdomnych.
Pomóc jej postanowił radny z Sosnowca - Łukasz Litewka. Mężczyzna na facebookowym profilu opisał pokrótce tę historię:
"Niewyobrażalna historia w Gdańsku. 24-latka straciła wszystko i zamieszkała z dwuletnią córką w namiocie. Wczoraj policja zabrała dziecko do szpitala. Kobieta bardzo się pogubiła, ale czytając jej wypowiedzi, widać, że bardzo kocha dziecko. Zobowiązała się współpracować z odpowiednimi instytucjami i spróbować podjąć pracę. Chce odzyskać córkę i wyjść na prostą" - podkreślił.
Litewka ma nadzieję, że dzięki współpracy z urzędem miasta w Gdańsku, kobieta będzie mogła ubiegać się o lokum dla siebie i córki.
"Proszę, by się odezwała, gdy już otworzy drzwi i zobaczy gołe ściany. Wiemy jak trudne są początki, wiemy też jak silny jest Team - deklaruję za wsparcie z drugiego końca Polski" - zapowiedział, załączając emotikony symbolizujące remont.
"Żyła w chlewie"
Reakcje na jego wpis były różne, również negatywne.
"Kobieta piła, paliła z bezdomnymi, dziecko nie było ubrane, zaniedbane, jakie pogubienie? Trzeba było nie pić i pracować. Wcześniej szukać pomocy, bez przesady. Wcześniej mogła się dzieckiem zajmować! Na alkohol miała, a na kurtkę dla dziecka nie, mnie ta historia nie bierze" - stwierdziła jedna z internautek.
"Czy ktoś z komentujących i litujących się nad tą kobietą widział na zdjęciach w jakim chlewie, syfie, bur**lu, bałaganie trzymała ona swoje dziecko. Żadna bieda nie usprawiedliwia takiego niechlujstwa, więc najpierw warto rozeznać się, co to za osoba, co robiła, a potem rzucać gromy na innych i użalać się, że dziecko ze śmietnika trafiło w normalne warunki i pod dobrą opiekę" - dodał ktoś inny.
"Tylko trzeba zauważyć fakt, że dziecko było w namiocie pełnym dymu papierosowego.... Niedożywione i w samej koszulce. Czy uważacie, że kochająca matka trzymałaby dziecko w takim stanie w namiocie w środku zimy?!" - brzmi kolejny komentarz.
Radny postanowił odpowiedzieć.
"Troszkę mnie dziwicie: Różne są zrzutki, różne pomoce. Zbieraliśmy i na tych, co palą papierosy i na tych, co nigdy nie mieli fajki w ustach. Jeśli ktoś umie czytać ze zrozumieniem, to nikt tu nie deklaruje zrzutki na 100000 zł przekazane mamie i nara. Jeśli będzie lokum, a ona wykaże chęci do pracy, to z chęcią podrzucimy pralkę, lodówkę czy ciuchy dla dziecka i kilka innych rzeczy. Tak na start, niezależnie czy obok pralki będzie dym z papierosa" - napisał Litewka.
Gdańsk: Mieszkała z dwulatką w namiocie
Przypomnijmy, w poniedziałek pracownica socjalna wraz ze strażnikiem miejskim usiłowała dostać się do rozbitego w Gdańsku przy al. Jana Pawła II namiotu. Obozowisko było postawione w lesie. W środku były trzy osoby dorosłe i dziecko.
Na miejsce została wezwana policja. Funkcjonariusze wylegitymowali dwie kobiety i mężczyznę. Z relacji policjantów wynika, że z namiotu wydostawał się papierosowy dym. Dziewczynka wyglądała na wyziębioną. Była w krótkim rękawku. Funkcjonariusze okryli ją kocami, folią termiczną i wezwali karetkę.
"Po wstępnym badaniu dziewczynki lekarz stwierdził, że jest wychłodzona, głodna i ma infekcję górnych dróg oddechowych" - podają gdańscy funkcjonariusze. Dwulatkę przewieziono do szpitala na dalsze badania. Rzecznik Praw Dziecka poinformował w piątek Interię, że zwrócił się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie i sądu rodzinnego o wyjaśnienia w sprawie. - Zgłaszam też udział do sprawy rodzinnej i monitoruję karną - przekazał nam Mikołaj Pawlak.