Przypominająca wyglądem latarnię morską metalowa główka wejściowa do gdańskiego portu, za zgodą wojewódzkiego konserwatora zabytków została na początku kwietnia zdemontowana i przeznaczona na złom. Na jej miejsce Urząd Morski chce postawić nową, podobną, ale już współczesną budowlę. Sprawę - już po zniknięciu i przetopieniu obiektu - opisała lokalna prasa zaalarmowana przez czytelników. W poniedziałek do wojewody pomorskiego trafiło pismo podpisane przez 33 (spośród 34) gdańskich radnych, w którym to rajcy proszą, aby - jako przedstawiciel władz państwowych - udzielił on wyjaśnień w sprawie zniszczenia obiektu. - Protestujemy przeciwko nonszalanckiemu stosunkowi do dziedzictwa kulturowego naszego miasta - m.in. napisali rajcy. Jak powiedziała radna PO Beata Dunajewska-Daszczyńska, która była inicjatorką wystosowania apelu do wojewody, pismo to nie ma na celu odwołania z funkcji konserwatora zabytków, ale zwrócenie uwagi na potrzebę zmiany procedur tak, by podobne decyzje były konsultowane z mieszkańcami i władzami samorządowymi. - Nie chcemy być więcej świadkami tak nieodpowiedzialnego podejścia do naszego dziedzictwa, które chcemy zachować nie tylko dla nas, Gdańszczan, ale i dla wszystkich Polaków" - napisano w piśmie do wojewody. "Wystarczyło poinformować o sprawie gdańszczan, zapytać, być może "latarnia" mogłaby zostać gdzieś przeniesiona - dodała Dunajewska-Daszczyńska. Rzecznik prasowy wojewódzkiego konserwatora zabytków Marcin Tymiński poinformował, że zgoda na usunięcie i zezłomowanie główki wejściowej do gdańskiego portu wynikała ze złego stanu tego obiektu. - Ekspertyza Urzędu Morskiego wykazała, że jest on w stanie śmierci technicznej - powiedział Tymiński. Jak dodał, wprawdzie główka portu powstała w 1843 roku, ale od tego czasu była wielokrotnie remontowana i przerabiana, co sprawiło, że zachowało się w niej niewiele oryginalnych elementów. Tymiński wspomniał, że służby konserwatorskie badały nawet, czy nie wpisać obiektu na listę zabytków, ale decyzja w tej sprawie byłaby raczej negatywna ze względu na to, iż na takiej liście mogą znaleźć się tylko obiekty "o znacznym stopniu oryginalności". Rzecznik przyznał jednocześnie, że wydając zgodę na zezłomowanie główki portu, pracownikom służb konserwatorskich zabrakło wyczucia. - Mogliśmy poinformować czy to mieszkańców czy samorząd, bo rzeczywiście mógł znaleźć się ktoś zainteresowany zagospodarowaniem obiektu, mimo jego złego stanu technicznego - powiedział Tymiński. Dodał, że w przyszłości, w podobnych przypadkach, służby, które reprezentuje, postarają się informować samorząd lub bezpośrednio mieszkańców.