Służby sanitarne nie chciały w weekend ujawnić, w jakich sklepach oferowano zarażone indyki. Mięso z dwóch hodowli pod Płockiem, w których wykryto wirusa ptasiej grypy, trafiło do trójmiejskich sklepów ponad tydzień temu - ustaliła Gazeta Wyborcza. Od tej pory jego znaczną część sprzedano. Ile? Nie wiadomo dokładnie. Mimo to, nie ma powodów do obaw, ponieważ - jak zapewniają weterynarze - wirusem bardzo ciężko jest się zarazić. - Wirus ginie, gdy mięso poddaje się obróbce termicznej - uspokaja Włodzimierz Przewoski, pomorski wojewódzki lekarz weterynarii. Jeszcze w sobotę udało się ustalić, do jakich sklepów trafiły potencjalnie niebezpieczne indyki. - Do godziny 13 wiedzieliśmy już, gdzie znajduje się mięso, do godz. 20 wycofaliśmy całą partię ze sklepów - przekonywał Ryszard Sulęta, szef pomorskiego sztabu kryzysowego. Problem nie tylko w tym, że pewna część mięsa trafiła już ze sklepów na stoły, ale także w tym, że urzędnicy nie są zgodni co do liczby sklepów, do których trafiły feralne indyki. - Indyki zostały wycofane ze sprzedaży z pięciu sklepów na terenie Gdańska i Gdyni. Ten towar zostanie zutylizowany - mówił Ryszard Sulęta reporterowi Gazety Wyborczej. Włodzimierz Przewoski: - Wiemy, że mięso trafiło nie do pięciu, lecz do piętnastu sklepów. Dziś na stronie pomorskiego sanepidu ma pojawić się spis sklepów, do których trafiły indyki spod Płocka. Na razie zamieszczono tam porady jak uniknąć zarażenia wirusem ptasiej grypy. Na feralnych fermach pod Płockiem zabito już 4 tys. indyków, które mogły mieć kontakt z wirusem. Sanepid informuje, że wirus H5N1 groźny jest głównie dla ptaków. Ludzie muszą się jedynie wystrzegać spożycia surowego mięsa (wirus ptasiej grypy ginie pod wpływem wysokiej temperatury). ms