Specjalistyczny Ośrodek Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie był kiedyś oczkiem w głowie władz Gdyni. Poradnia powstała, by pomagać ofiarom gwałtów i przemocy, dzieciom samookaleczającym się, z myślami samobójczymi. Problemy zaczęły się, gdy terapeutki zasygnalizowały urzędnikom, że na terenie domu dziecka w Demptowie nadal dochodzi do seksualnych nadużyć. Franciszek Bronk bezpośrednio nadzorujący pracę poradni, a wcześniej dyr. tegoż domu dziecka, razem z Michałem Guciem, wiceprezydentem Gdyni, zażądali wydania kart pacjentów. Zaczęła się, jak twierdzą terapeuci, nagonka na nich. Zespół nie wytrzymał. Specjaliści zaczęli się zwalniać. Na końcu miasto podziękowało za pracę dyrektorce placówki. - One nie mówiły prawdy - mówi Michał Guć. - W domu dziecka nic się nie dzieje. - Całe środowisko terapeutyczne w Europie wie o sytuacji i jest poruszone, że doszło do przerwania leczenia dzieci i działalności, która w Polsce była zaledwie w zalążku - mówi Ela Briz, psychotraumatolog polskiego pochodzenia, wykładająca na europejskich uniwersytetach. ... Środowisko terapeutyczne w Polsce i Unii Europejskiej jest poruszone tym, że w Gdyni doszło do zniszczenia pionierskiej, terapeutycznej pracy z ofiarami przemocy. Urzędnicy twierdzą, że to nieprawda. Sprawa wkrótce ma trafić do premiera. W 2006 r odbyło się szkolenie 16 gdyńskich psychologów i pedagogów. Dzięki unijnym funduszom poznali nieznane w Polsce tajniki pracy z dziećmi, które doświadczyły np. gwałtu czy przemocy. W oparciu o tę wiedzę terapeuci z gdyńskiego Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie diagnozowali m.in. wychowanków z domu dziecka w Demptowie. W trakcie rozmów zaczęły wychodzić na jaw dramatyczne fakty: w domu dziecka nadal dochodzi do nadużyć seksualnych miedzy wychowankami. Szybko oddzielić - Terapeutki stwierdziły, że należy szybko oddzielić ofiary od sprawców przemocy i zrobić szkolenie dla wychowawców i opiekunów rodzinnych domów dziecka. Poszły z tym do prezydenta Gucia (nadzoruje pracę MOPS - red.) - opowiada Justyna Zalewska-Klóska, autorytet w dziedzinie psychoterapii, która nadzorowała pracę gdyńskiego zespołu. - Prezydent Guć zamiast zaradzić tej sytuacji, stwierdził, że terapeutki są niekompetentne i kłamią. Od tego czasu zaczęły się problemy poradni. Nie było miesiąca bez kontroli. Urzędnicy żądali wydania kart pacjentów, co w psychoterapii jest niedopuszczalne i niezgodne z prawem. Wątpiąc w kompetencje terapeutek, miasto zleciło wykonanie analizy pracy ośrodka prof. Marii Beisert z Uniwersytetu Poznańskiego. Ocena wypadła pozytywnie: "ośrodek prowadzi działania pionierskie i powinien otrzymać wszelką możliwą pomoc". Atmosfera na nie Pozytywna ocena fachowców nie przekonała urzędników. Przeciwnie, terapeutki coraz częściej kontrolowano, odsuwano od diagnozowania. - Atmosfera w poradni stała się nie do zniesienia, a one pracowały tam z trudnymi przypadkami. Nie wytrzymały. Zaczęły się zwalniać - tłumaczy Zalewska-Klóska, reprezentująca zespół terapeutyczny, który nie chce się wypowiadać. W czerwcu tego roku dyrektorka gdyńskiej poradni, w ramach prowadzonej fundacji, zorganizowała w Gdańsku pierwszą w Polsce konferencję psychotraumatologów. O sytuacji w Gdyni powiedziano kilka gorzkich słów. Po miesiącu odebrała zwolnienie z pracy. Obecnie w poradni nie ma żadnego psychotraumatologa. Kiedyś było ich pięciu. Terapia dzieci została przerwana. Żona i rodzina Żeby poznać okoliczności sprawy dziennikarze udali się na spotkanie z Franciszkiem Bronkiem, wicedyrektorem MOPS, który nadzorował poradnię. Tak się składa, że to także były dyrektor domu dziecka w Demptowie. Pod adresem byłej dyrektorki Bronk wysuwa wachlarz zarzutów: nieudolna w zarządzaniu, terapeutki zbyt krótko pracowały, długo przygotowywano diagnozy, zawyżała statystyki, domagała się etatów, itp. Dużo mówi o swoich zasługach np. o utworzeniu rodzinnych domów dziecka. Nie widzi też nic złego w tym, że to on, były dyrektor Domu Dziecka w Demptowie nadzorował pracę specjalistów, którzy stwierdzili nadużycia w jego byłej placówce. Miejscu, gdzie nadal pracuje jego żona i rodzina. Zawiodły się Tę samą pewność ma wiceprezydent Michał Guć. - Panie stworzyły sobie świetną przystań, pracowały krótko, nieźle zarabiały - mówi Guć. - Poza tym poradnia dalej istnieje, nic się nie stało. Bogdan Krzyżankowski, przewodniczący komisji zdrowia RM Gdyni, jest innego zdania. - Łatwiej wybić oko, które za dużo widzi, niż podjąć działania - komentuje. - Niefortunnie się stało, że poradnia znalazła się w strukturach MOPS. To działalność terapeutyczna, a nie opiekuńcza. Sprawę komplikuje dyrektor Bronk, który mógł czuć się oceniany. Dzieci, które tam przyjmowano to najtrudniejsze przypadki. Pracę tych terapeutek można porównać do leczenia nowotworu. Najgorsze jest to, że dzieci znowu zawiodły się na dorosłych. Alina Wiśniewska alina.wisniewska@echomiasta.pl