Aby ratować zadłużony na niemal 100 milionów złotych szpital, urzędnicy chcą od połowy roku powołać spółkę prawa handlowego, która przejmie połowę zadłużenia. Reszta miałaby zostać w samorządzie. Jednak zdaniem związkowców, to droga prowadząca do upadku szpitala. - To, co proponuje Urząd Marszałkowski, nie daje nam gwarancji na istnienie tego szpitala. SP ZOZ nie może upaść, ale spółka już tak - mówi Arkadiusz Błaszczyk z kościerskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Decyzję o przekształceniu zadłużonego szpitala w spółkę już w lutym podjęli radni Sejmiku Wojewódzkiego. - Myślę, że niezrobienie nic to będzie właśnie równia pochyła. Musimy po prostu stworzyć taką drogę, która da ten optymizm w tym szpitalu. Uważam, że przekształcenie jest tym rozpoczęciem - tłumaczy Hanna Zych-Cisoń, wicemarszałek województwa pomorskiego. Wynagrodzenie w ratach, na początek 70 proc. Pracownicy nie chcą jednak słyszeć o takim rozwiązaniu. Czarę goryczy przelała informacja, że wynagrodzenie za kwiecień dostaną w ratach. Na początek tylko 70 procent pensji. - To była kropka nad i. Tak naprawdę od paru miesięcy rozmawiamy i toczymy boje o to, żeby jednak nie stracić naszego miejsca pracy. Analizowaliśmy sytuację spółek. To nie jest tak, że my jesteśmy tylko jednostronni. Nie jest to panaceum na przyszłość, ponieważ szpitale, które zostały przekształcone w spółki, dalej się zadłużają. Oczywiście, są w różnych kondycjach. My jesteśmy w tej najgorszej. W naszym regionie pomorskim, jednak nie my, pracownicy, jesteśmy winni tej sytuacji - mówi Alicja Sierzputowska z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy kościerskim szpitalu. Do środy 70 proc. pensji mają dostać wszyscy pracownicy. Jeśli tak się stanie, związkowcy chcą przeprowadzić referendum i zdecydować o strajku. Nie wykluczają żadnej jego formy, choć deklarują, że odejście od łóżek pacjentów to ostateczność. Z drugiej strony urzędnicy zapewniają, że jeszcze w tym miesiącu wszyscy pracownicy dostaną resztę pensji, a w kolejnych nie będzie mowy o płaceniu w ratach. - Pozostałe 30 proc. wynagrodzenia pracownicy dostaną w miarę pozyskiwania środków z Narodowego Funduszu Zdrowia. Zrobimy wszystko, aby było to jeszcze w tym miesiącu. Jeżeli mówimy, że szpital potrzebuje pieniędzy, i nie ma tych pieniędzy, żeby wypłacić pracownikom 100 proc. wynagrodzenia, to od strajku tych pieniędzy nie przybędzie - tłumaczy Zbigniew Krzywosiński, pełniący obowiązki dyrektora szpitala w Kościerzynie. Placówka ma problemy od wielu miesięcy Szpital w Kościerzynie od wielu miesięcy jest w kryzysie. Dziś ma około 96 milionów złotych długów. Miesięczne koszty funkcjonowania zbliżają się do granicy 4,5 miliona złotych. Kwota, która powinna być przeznaczona na wynagrodzenia - zarówno dla pracowników zatrudnionych na etatach jak i na kontraktach - to mniej więcej 3,5 miliona złotych. Krzywosiński, który od lutego pełni obowiązki dyrektora placówki, nie kryje, że jeśli wypłaci pracownikom całość wynagrodzenia, szpital może przestać działać. - To wszystko nie pozwala na bieżące funkcjonowanie, zatem należy zrobić wszystko, żeby zbilansować szpital. Między innymi przez obniżenie kosztów obsługi finansowej. Dyrektor jest odpowiedzialny za to, żeby utrzymać ciągłość udzielania świadczeń. Szpital istnieje po to, żeby udzielać świadczeń pacjentom. Praca pracowników oczywiście to gwarantuje, ale podmiotem naszego istnienia są chorzy. Trzeba zapewnić im dostęp do leków, ale także personelu, żeby szpital mógł funkcjonować - tłumaczy dyrektor kościerskiego szpitala.