Kilkanaście dokumentów powstałych w grudniu 1970 roku, a będących relacjami ze zdarzeń, jakie miały wówczas miejsce na Pomorzu, pojawiło się na trójmiejskim rynku antykwarycznym jesienią ub. roku i wkrótce zostało sprzedanych. Gdy o sprawie napisała jedna z lokalnych gazet, zainteresowało się nią gdańskie Archiwum Państwowe (AP). Zdaniem pracowników AP zachodziło podejrzenie, że w prywatnych rękach znalazły się papiery, które z racji swojej wagi wchodzą w skład tzw. państwowego zasobu archiwalnego (zbiór dokumentów o wyjątkowym znaczeniu, które powinny być wieczyście przechowywane w państwowych archiwach). Ponieważ pracownikom AP nie udało się obejrzeć dokumentów i ocenić ich zawartości (właściciel nie udostępnił ich), dyrektor gdańskiego archiwum Piotr Wierzbicki zdecydował się zawiadomić o sprawie prokuraturę. Śledczy z prokuratury Gdańsk-Śródmieście wszczęli postępowanie pod kątem "bezprawnego przechowywania dokumentów przez osobę do tego nieupoważnioną". Prokuratura zabezpieczyła papiery kupione przez kolekcjonera i powołała biegłego do ich zbadania. Ekspert stwierdził, że dokumenty rzeczywiście wchodzą w skład "państwowego zasobu archiwalnego", a więc - zdaniem biegłego - powinny trafić do archiwum państwowego. Mimo takiej ekspertyzy prokuratura zdecydowała, że nie przedstawi kolekcjonerowi zarzutów w tej sprawie i umorzy postępowanie. - Uznaliśmy, że osoba, o której mowa, kupując dokumenty, nie miała świadomości, że wchodzą one w skład rzeczonego zasobu - powiedziała w poniedziałek Elżbieta Ellert-Rutkowska prowadząca postępowanie w tej sprawie. Jak dodała, decyzja dotycząca umorzenia jest nieprawomocna. Sporne dokumenty znajdują się nadal w prokuraturze. Jeszcze w trakcie postępowania, przed rozstrzygnięciem sprawy przez biegłego, prywatny kolekcjoner wniósł bowiem zażalenie na ich zabezpieczenie przez prokuraturę. Śledczy zażalenie odrzucili i sprawa trafi do sądu. Prokuratura przetrzyma dokumenty do czasu rozstrzygnięcia tej kwestii. Szef gdańskiego AP Piotr Wierzbicki zdążył pobieżnie zapoznać się ze spornymi papierami. Jego zdaniem dokumenty te mogą być kopiami bądź kolejnymi wersjami raportów z zajść, które miały miejsce na ulicach pomorskich miast w grudniu 1970. Relacje takie miejscowy komitet słał do Komitetu Centralnego PZPR. - Na potrzeby różnych odbiorców, np. poszczególnych komórek KC, sporządzano różne wersje raportów - wyjaśnił Wierzbicki. Jak dodał, kierowana przez niego instytucja posiada w swoich zbiorach sporą ilość tego typu raportów. - Nasz zbiór nie jest jednak kompletny. Możliwe, że dokumenty, których dotyczy sprawa, uzupełnią niektóre luki - wyjaśnił Wierzbicki.