Sprawa jest poszlakowa, bo ciała ofiary, 32-letniego Mirosława S., mimo przeszukania dużego terenu za pomocą koparki i georadaru, nie odnaleziono. Oskarżony - odpowiadający z wolnej stopy 57-letni obecnie Piotr G., nie przyznaje się do winy. Obciążają go jedynie pośrednie dowody, w tym wyniki badań wariografem, świadkowie, którzy mieli pomagać w ukryciu zwłok oraz biologiczne ślady na narzędziu zbrodni - pięciokilogramowym odważniku. Śledztwo w tej sprawie pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Słupsku prowadzili policjanci z "Archiwum X" Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego KWP w Gdańsku. Dzięki nim umorzone pod koniec 1999 r. postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci w 2007 r. podjęto na nowo i poprowadzono w kierunku zabójstwa. Pod koniec ub.r. zakończyło się ono wniesieniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko Piotrowi G. Pierwszego dnia procesu przed słupskim sądem zeznawali pośredni świadkowie morderstwa m.in. krewni Mirosława S., którzy słyszeli o zabójstwie i szukali mężczyzny, oraz prowadzący własne dochodzenia w tej sprawie: wizjoner Józef D. i bioenergoterapeuta Marek G. Mężczyźni powołując się na swoje zdolności - w przypadku Józefa D. były to "świetlne znaki", natomiast u Marka G. wahadełko - szczegółowo przedstawili wykluczające się wersje zdarzenia. Józef D. kategorycznie zaprzeczał, by oskarżony miał cokolwiek wspólnego z zabójstwem i wskazywał na inne osoby. Natomiast Marek G. zapewniał sąd, że wahadełko jednoznacznie wskazało na sprawstwo Piotra G., który w czasie badania tym przyrządem "zrzucił herbatę i uciekł biegiem". Sąd skonfrontował w czwartek obu świadków przy udziale biegłej psycholog, która wydawała wcześniej opinię na ich temat. Wynika z niej, że obaj mają tendencje do niezamierzonych konfabulacji, co jest efektem przekonania o nadzwyczajnych zdolnościach. Krewni ofiary w zeznaniach wspominali o informacjach, jakie otrzymali kiedyś od innych osób, co do okoliczności śmierci i miejsc ukrycia zwłok. Z uwagi na upływ czasu nie pamiętali zbyt wielu szczegółów. Zeznali, że sprawdzanie miejsc, nie przyniosło żadnych rezultatów. Według aktu oskarżenia Mirosław S. zginął 1 sierpnia 1998 r. w domu Piotra G. Do morderstwa doszło w czasie towarzyskiej wizyty, jaką S. razem z czterema innymi mężczyznami złożył Piotrowi G. Według prokuratury, bezpośrednim powodem zadania śmiertelnego ciosu odważnikiem miała być kradzież worka ze zbożem. Worek ten Mirosław S. miał wynieść z domu Piotra G. podczas tej wizyty. G. zdając cios, miał zaś powiedzieć: "masz za ten worek". Motywem pośrednim mogła być kobieta, którą Mirosław S. odbił Piotrowi G. Między mężczyznami na tym tle miało dochodzić wcześniej do bójek, z których zwycięsko wychodził S. Piotr G. miał się przy jakieś okazji odgrażać publicznie S., że uderzy go za to młotkiem. Według prokuratury, Piotrowi G. w pozbyciu się ciała Mirosława S. miało pomagać trzech z czterech mężczyzn, którzy odwiedzili go 1 sierpnia 1998 r. Owinięte w foliowy worek i obwiązane drutem zwłoki miały zostać wywiezione konnym wozem do lasu koło stawu i tam zakopane. Nieodnalezienie ciała ofiary prokuratura tłumaczy tym, że oskarżony, który bardzo interesował się tą sprawą - m.in. zbierał wycinki prasowe nt. zaginięcia Mirosława S. - miał "sposobność przeniesienia zwłok w inne miejsce lub pozbycie się ich w inny sposób, np. przez spalenie". Piotr G. zaprzecza tej wersji. Jednak złożone przez niego w śledztwie zeznania nie są spójne. Raz mówił, że nikt go 1 sierpnia 1998 r. nie odwiedzał, raz twierdził, że mężczyźni pili u niego wino, ale nic nadzwyczajnego się wtedy nie wydarzyło. W czwartek oskarżony nie chciał przed sądem składać wyjaśnień. Odmówił też odpowiedzi na pytania. Mówił jedynie, że jest niewinny i nie zabił Mirosława S. Proces będzie kontynuowany w piątek. W czasie tej rozprawy sąd zamierza m.in. przesłuchać jednego z mężczyzn, którzy mieli pomagać w ukryciu zwłok.