Zdarzenie miało miejsce wieczorem 9 czerwca 2007 roku. Poszkodowana znajdowała się w tzw. strefie bezpieczeństwa między sceną a barierkami, za którymi była publiczność. 24-latka wraz z kilkoma innymi fotografami przebywającymi w tej strefie robiła zdjęcia na potrzeby domu kultury, w którym pracowała. Na środowe posiedzenie sądu wezwani zostali w charakterze świadków czterej członkowie zespołu Lady Pank. Jeden z nich - lider zespołu, Jan Borysewicz - nie stawił się. Obrońca Panasewicza, po wcześniejszym uzgodnieniu sprawy z pełnomocnikiem prawnym pokrzywdzonej, zaproponował sądowi warunkowe umorzenie sprawy w zamian za m.in. wypłatę poszkodowanej zadośćuczynienia. Sąd nie zgodził się jednak na to. Na środowej rozprawie Panasewicz odmówił składania zeznań i sąd odczytał jego wcześniejsze wyjaśnienia. Wokalista nie przyznał się w nich do winy. Potwierdził, że rzucił butelkę, stwierdził jednak, że zrobił to na prośbę publiczności, która - ze względu na ciepły wieczór - domagała się wody. Dodał, że nie miał zamiaru nikogo trafić butelką, a praktyka rzucania pojemnikami z piciem w publiczność jest dosyć częsta na koncertach rockowych. - Fani widzą lecące w ich kierunku pojemniki i łapią je. Jeśli ta pani robiła w tym momencie zdjęcia, mogła butelki nie zauważyć - brzmiały wyjaśnienia Panasewicza. Trzech składających w środę przed sądem zeznania członków zespołu Lady Pank podkreślało, że Panasewicz nie miał szansy trafienia z premedytacją w kogokolwiek z publiczności, ze względu na oślepiające światło reflektorów. Poszkodowana wyjaśniła sądowi, że zdarzenie miało miejsce, gdy kucając patrzyła na aparat. - Nagle coś mnie uderzyło w głowę, tuż nad okiem. Przewróciłam się. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co się dzieje. Podeszła do mnie koleżanka i pomogła mi się pozbierać. Miałam dużego guza - opowiedziała kobieta, dodając, że uszkodzony został też aparat, ale zniszczenie okazało się "bardzo drobne". Tuż po incydencie kobieta zawiadomiła policję. Funkcjonariusze, którzy zjawili się na miejscu kilkadziesiąt minut po zakończeniu imprezy, stwierdzili we krwi Panasewicza 1,8 promila alkoholu. Wokalista wyjaśniał, że pił już po koncercie. Dzień po zdarzeniu przysłał poszkodowanej kosz kwiatów. Na rozprawie dwukrotnie ją przeprosił. Kolejny termin rozprawy wyznaczono na lipiec. Do tego czasu sąd spodziewa się z Instytutu Meteorologii danych, o które wystąpił, o temperaturze, jaka panowała w Pruszczu Gdańskim w dniu zdarzenia. Sąd dysponuje już danymi z Centrum Astronomicznego w Toruniu o godzinie zachodu słońca. W środę w gdańskim sądzie odbyła się też inna rozprawa dotycząca tego samego koncertu. Na kolejnym posiedzeniu sąd grodzki prowadził postępowanie, w którym Panasewicz jest obwiniony o używanie wulgarnych słów w czasie tej imprezy. Także ta sprawa została odroczona do lipca.