Na ławie oskarżonych znaleźli się również rodzice dziewczynki - 35-letnia Urszula S. i 33-letni Tadeusz D. - pod zarzutem narażenia na niebezpieczeństwo życia i zdrowia dziecka. Z odczytanego w czwartek aktu oskarżenia wynika, iż Wiktoria zmarła 19 maja ub.r. z powodu krwiaka przymózgowego z rozległym stłuczeniem kości sklepienia i podstawy czaszki. Obrażenia te to wynik "uderzania głową dziewczynki o płaską twardą powierzchnię jak podłoga lub ściana" - ustaliła prokuratura. Śmiertelne obrażenia miał dziecku zadać Jerzy O., który pijany - 3 promile alkoholu - opiekował się Wiktorią w czasie, gdy jej rodzice robili zakupy w sąsiedniej wsi. O. nie przyznał się do zarzutu. Składając wyjaśnienia powiedział, że chodził z dzieckiem na rękach po mieszkaniu, ale był tak pijany i miał za duże buty, że się przewracał, w wyniku czego trzy razy upuścił dziewczynkę na podłogę. Po jednym z upadków, podnosząc się z podłogi, miał oprzeć się ręką o twarz dziewczynki. Jerzy O. przyznał się natomiast do drugiego zarzutu, tj. prowadzenia motoroweru po pijanemu. O. był już karany za jazdę po pijanemu, a w 1986 r. sąd skazał go na 8 lat więzienia za włamania i kradzieże. Mężczyzna odsiedział z tego wyroku cztery lata. Za zabójstwo Jerzemu O. grozi nie mniej niż 8 lat więzienia, 25 lat pozbawienia wolności lub dożywocie. Na rozprawę został dowieziony z aresztu śledczego, w którym przebywa od 22 maja ubiegłego roku. Rodzice nieżyjącej Wiktorii odpowiadają z wolnej stopy. Za pozostawienie dziecka pod opieką pijanego znajomego - o czym wiedzieli - grozi im do 5 lat więzienia. W śledztwie tylko ojciec przyznał się do zarzutu. Para, która w chwili śmierci Wiktorii nie była jeszcze małżeństwem, z zakupów w sąsiedniej wsi wróciła pijana. Urszula S. miała wówczas w organizmie 1,5 promila, Tadeusz D. - nieco ponad 3 promile. Proces w sprawie śmierci dziewczynki na wokandę trafił już w styczniu. Sądowi nie udało się wówczas rozpocząć przewodu, bo nie stawiła się matka Wiktorii. Jej mąż przedstawił zaświadczenie, że w grudniu 2007 r. kobieta urodziła kolejne dziecko, wobec czego - jak twierdził - żona nie może uczestniczyć w rozprawach. Powołany przez sąd biegły uznał, że narodziny dziecka nie są żadną przeszkodą i wyznaczył nawet w sądzie osobne pomieszczenie na karmienie niemowlęcia. Jak się okazało, nie było ono potrzebne, gdyż Urszula S. przyjechała do sądu bez dziecka, które pozostało pod opieką jej siostry.