Jak powiedział na wtorkowym posiedzeniu sądu prezydent Sopotu, zdecydował się na złożenie pozwu, bo gazeta w ok. 50 artykułach "w sposób tendencyjny i nieprawdziwy" opisywała jego samego, jego współpracowników oraz rodzinę. Karnowski dodał, że gazeta nie zamieściła żadnego z licznych, słanych przez niego sprostowań, nie umożliwiła mu też zaprezentowania na swoich łamach stanowiska w opisywanych sprawach. W pozwie złożonym przez prezydenta Sopotu pozwanymi są Paweł Lisicki - do niedawna redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" oraz także były, dziennikarz tej gazety - Piotr Kubiak. Przed gdańskim Sądem Okręgowym Karnowski domaga się od każdego z nich przeprosin na łamach mediów oraz - od każdego z nich, po 250 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Ani Kubiak, ani Lisicki nie stawili się we wtorek w sądzie. Reprezentujący ich mecenas Jacek Kondracki złożył w ich imieniu wniosek o oddalenie powództwa. Wraz z nim dostarczył też odpowiedź na pozew. Stanowisko w tej sprawie sąd zajmie po zapoznaniu się z argumentacją pozwanych. Stanie się to prawdopodobnie na kolejnym posiedzeniu, którego termin wyznaczono na 7 lutego. Jak powiedział dziennikarzom po zakończeniu rozprawy Kondracki, w odpowiedzi na pozew oraz we wniosku o odrzucenie powództwa podnosi on głównie fakt, że dziennikarze "Rz" przygotowując artykuły będące przedmiotem sprawy, dochowali należytej staranności. Kondracki dodał też, że gazeta nie zamieszczała sprostowań przysyłanych przez Karnowskiego, ponieważ "nie odpowiadały one warunkom prawa prasowego". Dodał, że Karnowski, po odmowie zamieszczenia sprostowań miał możliwość zwrócić się z tą sprawą do sądu, nie zrobił jednak tego. W czerwcu 2010 r. Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku skierowała do Sądu Rejonowego w Sopocie akt oskarżenia przeciwko Karnowskiemu, zawierający sześć zarzutów, w tym pięć korupcyjnych. Sąd zwrócił go jednak prokuraturze, uznając, że przedstawiony przez śledczych materiał dowodowy wymaga uzupełnienia m.in. o dodatkowe badania z zakresu fonoskopii. Śledczy zlecili ekspertyzy. Postępowanie w tej sprawie jest przedłużone do końca roku. Prokuratura zarzuciła Karnowskiemu przede wszystkim, że ten w marcu 2008 r. zażądał łapówki w postaci dwóch mieszkań od Sławomira Julkego. Zdaniem biznesmena, który planował przebudować strych kamienicy w Sopocie, prezydent chciał dostać lokale jako zapłatę za pomoc w uzyskaniu od swoich urzędników koniecznych pozwoleń na przebudowę. Przedsiębiorca nagrał rozmowę z prezydentem Sopotu i dostarczył śledczym kopię nagrania. Jak zeznał Julke, dyktafon, na którym znajdował się oryginał, został zniszczony. "Rzeczpospolita" jako pierwsza, latem 2008 roku, opisała sprawę, potem wielokrotnie do niej wracała. Karnowski odpiera wszystkie zarzuty prokuratury: twierdzi m.in., że nagranie rozmowy, w czasie której miał złożyć rzekomą korupcyjną propozycję Sławomirowi Julke, zostało przez biznesmena zmanipulowane. Prezydent Sopotu zarzuca też podobną manipulację prokuraturze. - Sądzę, że prokuraturze brakuje odwagi, by umorzyć tą sprawę, wobec tego dochodzę swoich spraw przed sądem - powiedział dziennikarzom Karnowski.