Wszystkie trzy osoby zatrzymane w sprawie śmierci noworodka to członkowie jednej rodziny. Ponad 40-letnia kobieta oraz dwóch mężczyzn najpewniej jeszcze dziś usłyszą zarzuty. Śledczy nie chcą jednak na razie mówić o ich treści. - Dzisiaj musimy podjąć decyzję co do treści zarzutów i środków zapobiegawczych - mówi szef miasteckiej prokuratury Krzysztof Młynarczyk. Niestety śledczy niewiele mogą powiedzieć o tym, co stało się w Zadrach. Sekcja zwłok niemowlęcia nie przyniosła odpowiedzi na żadne z kluczowych pytań. Zwłoki są w tak dalekim stanie rozkładu, że w zasadzie można było pobrać tylko próbki do badań histopatologicznych. Te szczegółowe badania będą prowadzone w kolejnych dniach. - Mamy nadzieję, że te kolejne czynności medyczne doprowadzą do ustaleń w zakresie przyczyn śmierci dziecka - wyjaśnia Młynarczyk. Dodaje jednak, że śledczy nie mają pewności, czy dziecko - najprawdopodobniej chłopiec - w ogóle urodziło się żywe. Rodzina z Zadr od 1998 roku była pod opieką pomocy społecznej. Zatrzymana kobieta jest matką czwórki dzieci. Była w separacji z mężem, choć mieszkali pod jednym dachem. Jak powiedział RMF FM Andrzej Tyl, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Miastku, pracownicy nie mieli informacji, aby kobieta spodziewała się kolejnego dziecka. Jak mówi, nie było też widać po niej żadnych oznak ciąży. - Ja ją znam, dobrze ją znam i w ogóle nie było nic widać. Nie zauważyłam żadnej ciąży - mówi reporterowi RMF FM jedna z mieszkanek Zadr. Mieszkańcy o sprawie mówią niechętnie. Przyznają, że są zszokowani całą sytuacją. Snują też domysły na temat tego, co tak prawdę wydarzyło się w ich miejscowości. - To jest mała miejscowość. Nie ma sklepu, nie ma kościoła, człowiek się tak nie spotyka. Jeszcze ta zima długa. No szok ogólnie, szok dla wszystkich mieszkańców - tłumaczy jedna z mieszkanek.