Kluczowe w tej sprawie są zeznania uratowanego rybaka. Mężczyzna zeznał, że łódź zatonęła w ciągu kilku minut. Oznacza to, że niesprawne mogły być przewody, którymi płynie woda do chłodzenia silnika. Sprawdzane są też dzienniki portowe i komunikaty radiowe. Każda łódź powinna mieć na pokładzie radio, kamizelki ratunkowe i tratwę. Uratowany rybak nie miał jednak na sobie kamizelki ratunkowej. Nie wysłano też sygnału S.O.S. Na wiele pytań udałoby się odpowiedzieć, gdyby udało się wydobyć z dna morza wrak kutra. Płetwonurkowie przez kilka godzin penetrowali dno we wskazanymi miejscu. Jednak nie natrafili na zatopioną jednostkę. Ostatecznie Izba Morska w Gdyni osądzi kto jest winny tej tragedii.