- Realizowaliśmy nasze ustawowe zadania - mówi Renata Konopelska z biura prasowego chojnickiej komendy policji. Czterdzieści osób szukało policjanta z Czerska, który wpadł swoim samochodem do Wielkiego Kanału Brdy, a następnie poszedł do domu. Akcja ratunkowa trwała prawie całą noc. Ratownicy myśleli, że kierowcę porwał prąd rzeki. Policjanta szukał pies tropiący i łódź z ekipą. Kiedy ratownicy walczyli z ulewą i ciemnością, kierowca opla szedł do domu. Okazuje się, że policja nie obciąży nikogo kosztami akcji ratowniczej. - Nie będziemy występowali o zwrot kosztów, bo wypełnialiśmy swoje ustawowe zadanie. Zawsze tak się dzieje, jak zagrożone jest życie i zdrowie ludzi i nieważne, czy jest to policjant czy nie - mówi Renata Konopelska. Policja stara się odzyskać koszty akcji, kiedy jest wzywana do fałszywego alarmu. Tak właśnie się stało, gdy nieodpowiedzialny żartowniś powiadomił policję o rzekomej bombie w chojnickim szpitalu. mr