Przyjechała do teściów. Szybko wpadła w ręce policji. Sąd Rejonowy w Słupsku już zdecydował o jej trzymiesięcznym areszcie. Była działaczka SLD i pracownica Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego ukrywała się od trzeciego lipca tego roku. Wtedy to rzekomo miała umrzeć. Dwa tygodnie temu chojnicka policja zatrzymała jej męża Dariusza S. Śledczy już wtedy dawali do zrozumienia, że zatrzymanie Doroty S. to tylko kwestia czasu. Wróciła i wpadła Chojniczanka ukrywała się najprawdopodobniej na południu Polski. Pojawiły się podejrzenia, że mieszka w Krakowie, mieście, z którego pochodzi. Współautorka jednej z największych afer w regionie postanowiła jednak wrócić do Chojnic. Tu wpadła. Jak udało się ustalić, chojniccy policjanci zatrzymali ją w domu u teściów, w niedzielę drugiego listopada. Już siedzi - Po zatrzymaniu przedstawiono Dorocie S. zarzuty wyłudzenia mienia w kwocie o wartości co najmniej 400 tysięcy złotych i usiłowania wyłudzenia mienia z polis ubezpieczeniowych - mówi Tomasz Walendziak, naczelnik V Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Słupsku. Czwartego listopada Sąd Okręgowy w Słupsku podjął decyzję o tymczasowym, trzymiesięcznym aresztowaniu Doroty S. Kto był mózgiem? Prokuratura jak na razie nie chce zdradzać, czy Dorota S. przyznała się do winy. Nie ujawnia też, kto w rodzinie S. był mózgiem całego przekrętu. - Dorota S. zeznała, że prowadziła doradztwo ubezpieczeniowe. Znała więc mechanizmy, które występują w tej branży - mówi prokurator Tomasz Walendziak. Dorota S. wraz z mężem Dariuszem chcieli szybko się wzbogacić. Chojniczanka miała wykupić aż 14 polis na życie. Później upozorowała swoją śmierć. Pomogła w tym fikcyjna karta zgonu wystawiona przez neurochirurga Bartosza W. Do chwili zatrzymania przez policję pierwszych podejrzanych, rodzinie S. udało się pobrać od ubezpieczalni aż 400 tysięcy złotych. Sto tysięcy miał dostać też Bartosz W. Dorota i Dariusz S. są tymczasowo aresztowani. Michał Rytlewski