Do szarpaniny doszło w nocy z piątku na sobotę w okolicy Grand Hotelu w Sopocie. Miejscowa policja otrzymała informację, że grupa mężczyzn zachowuje się agresywnie wobec taksówkarza jednej z trójmiejskich korporacji. Mężczyźni okazali się amerykańskimi marynarzami. Po wylegitymowaniu żandarmeria wojskowa przewiozła ich do Gdyni, gdzie cumował ich okręt. Taksówkarz, który w trakcie zajścia upadł, trafił do szpitala, gdzie - wbrew wcześniejszym informacjom - nadal przebywa. Jak poinformowała w poniedziałek szefowa sopockiej prokuratury Barbara Skibicka, podległa jej jednostka z urzędu wszczęła dochodzenie, które ma wyjaśnić okoliczności zdarzenia. - Poprosiliśmy policję o zabezpieczenie nagrań z kamer znajdujących się w pobliżu miejsca zdarzenia. Dziś nie wiemy jednak nawet, czy urządzenia te działały - zaznaczyła prokurator. Amerykańscy żołnierze już w niedzielę zostali przesłuchani przez policję. Zaprzeczają, jakoby kogoś pobili, potwierdzają natomiast, ze doszło do szamotaniny. - Z kolei zeznania polskich świadków zdarzenia są rozbieżne, musimy je uściślić - powiedziała Skibicka. Prokurator dodała, że podległa jej jednostka czeka również na opinię biegłego, który oceni obrażenia ciała taksówkarza. - Oczywiście musimy poczekać, aż poszkodowany wyjdzie ze szpitala - powiedziała Skibicka. Rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku, nadkomisarz Jan Kościuk, powiedział, że marynarze z amerykańskiej fregaty USS "Hewes", cumującej w porcie w Gdyni, zgłosili się na policję w Sopocie, zostali przesłuchani i ponownie przetransportowani na okręt. Przesłuchanie trwało kilka godzin. Fregata USS "Hewes" opuściła w poniedziałek gdyński port. - Jej pobyt w Gdyni nie miał żadnego wojskowego charakteru. Jednostka wpłynęła do naszego portu w celach czysto technicznych jak np. uzupełnienie paliwa - powiedział rzecznik Marynarki Wojennej kmdr por. Bartosz Zajda. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor pytany w poniedziałek o całą sprawę, ocenił, że "nie ma żadnej sensacji". - Z raportu żandarmerii wojskowej i innych służb wynika, że nie było żadnego użycia siły - podał. - Było nieporozumienie językowe; nie było użycia siły. Pewne osoby uległy poszkodowaniu; głównie jedna. Sama stwierdziła, że się przewróciła - dodał gen Gągor.